Gepidzkie umbo do uprzęży, V w. n.e.
Zaginione plemię
Nie po wszystkich ludach germańskich ostało się tyle śladów, bym mógł opisywać ich kulturę duchową w wieloczęściowym artykule. Większość plemion całkowicie zniknęła w mroku dziejów, zostawiając po sobie jedynie nazwę. Inne miały tyle szczęścia, by zachować w spadku jakiś okrawek – strzęp strzępów bogatej niegdyś tradycji kulturowej czy religijnej. Istnieją też grupy, znajdujące się w rozkroku między dwoma brzegami Rzeki Umarłych; została po nich garść wzmianek, pozbawionych kontekstu, które wydają się badaczom bezwartościowe. Nie jest to postawa właściwa. Jak ustaliłem przy badaniu odnośnie wczesnośredniowiecznych Burgundów, nawet treści na marginesie użyteczności, mogą okazać się bezcenne, jeśli spojrzymy na nie w szerszej perspektywie. Znając opisywane czasy, zbadawszy większość późnych ekspresji religii germańskiej, znamy już układankę do której mogą pasować te egzotyczne puzzle. Tak właśnie mają się sprawy z Gepidami.
Był to lud wschodniogermański, a zatem należący do najbardziej enigmatycznej wyznaniowo gałęzi wielkiej rodziny Germanów. Ich najbliżsi krewni: Goci, Wandalowie, być może Burgundowie, nie dali nam dużo materiału z jakim moglibyśmy pracować. A jednak wszyscy założyli w okresie Wielkiej Wędrówki Ludów własne państwa, zajęli terytorium opisywane przez piśmiennictwo, zauważalne w archeologii. Gepidowie byli przez wieki traktowani jako najmniej interesujące spośród tych plemion, ponieważ ich formacja państwowa nie osiągnęła większych sukcesów i znajdowała się w odseparowaniu od wczesnośredniowiecznej cywilizacji, trwając nieco ponad sto lat. Jak okaże się na łamach niniejszego tekstu, wyobrażenie to było całkowicie złudne.
Gepidowie, według swoich legendarnych prapoczątków, byli kuzynami Gotów. Oba ludy wywodziły się ze Skandynawii, skąd przypłynęły drogą morską na tereny dzisiejszej Polski. Goci przezywali Gepidów „gepanta” [tj. powolni, ślamazarni], ponieważ ich łódź miała przybyć jako ostatnia, spóźniona względem tych gockich. Stąd, zdaniem dziejopisa Jordanesa, pochodziła nazwa tego plemienia. Sami Gepidowie woleliby chyba bardziej życzliwą hipotezę językoznawczą, wedle której jej źródłem było „gibidoz” [czyli hojni lub obdarowani]. Jako tacy, zamieszkiwali Wysoczyznę Elbląską, do momentu Wędrówki Ludów. W toczonej kryzysem Europie, zdecydowali się dołączyć do sojuszu Hunów. Stepowe imperium Attyli pozwoliło im osiedlić się w malowniczej, a żyznej krainie Panonii (dzisiejsze Węgry i północna Serbia). Z czasem popadali w coraz większą zależność od Hunów, tracąc swój autonomiczny status pod ciężarami nakładanymi przez silniejszych przełożonych. Kres temu przyniosła dopiero śmierć Attyli: Gepidowie, Herulowie, Rugiowie i Skirowie zbuntowali się przeciwko jego synom, tocząc wspólną wojnę o niepodległość, a następnie zakładając własne odrębne królestwa. Pierwsi z wymienionych odnieśli w tej kwestii największy sukces. Po ponad stuleciu niepodległości, państwo zostało zniszczone przez migrujących Awarów, bliskich krewnych Hunów. Od 567 r. pod ich rządami, kultura gepidzka przetrwała blisko 200 lat. Stanowi to wdzięczny argument przekonujący, że utrata państwa wcale niekoniecznie musi prowadzić do utraty tożsamości.
Królowie Gepidów przyjęli pragmatyczną politykę religijną. Mimo wyjścia z tradycji starogermańskiej, przyjęli chrzest bez wielkiej pompy i zależnie od sytuacji politycznej, zmieniali wyznanie z ariańskiego na chalcedońskie (ortodoksyjne). Podobnie jak u Longobardów, elity Gepidów można określić nawet jako obojętne religijnie. W ich państwie panował de facto pluralizm religijny, bez masowej akcji nawracania ani represji na innowiercach. Żyli i dali żyć innym, co stworzyło przyjazne warunki dla życia duchowego ludności. Jak wyglądało w czasach swojej świetności?

Sprzączka z Kólked-Feketekapu B, VII w. n.e.
Bogowie i szamani
Państwo Gepidów było tworem słabym, stale zależnym od potężniejszych sąsiadów (Ostrogotów, Longobardów, Bizancjum). Przez podporządkowaną pozycję w międzynarodowym łańcuchu dostaw, nigdy nie rozbudowało własnego rzemiosła do poziomu zdolnego zapewnić dobrobyt obywatelom. Byli dostawcami taniej siły roboczej, która ochoczo emigrowała do bogatszych krajów, zostawiając ojczyznę na miernej stopie życiowej. Abstrahując od analogii, jakie aż nazbyt rzucają się w oczy, taki stan rzeczy miał również… swoje dobre strony! Z punktu widzenia historyka, rzecz jasna. Społeczeństwo gepidzkie korzystało bowiem z kultury materialnej innych ludów, wprowadzając do niej tylko kilka, wyrazistych zmian. Sprawia to, że nie musimy męczyć się z odcyfrowywaniem ikonografii religijnej na tym konkretnie gruncie. Gepidzi sprowadzali swoje wyposażenie kultowe najczęściej ze Skandynawii, terytorium doskonale opisanego przez archeologów tego świata. Wizerunki i symbole bogów stanowiły mieszankę twórczości północnej z zachodnią (handel z Turyngami, Alemanami, etc.). Poganie korzystali z niej bez dyskryminacji, co wskazuje dość jasno, że postrzegali je jako ekspresje tej samej religii, niezależnie od tego, gdzie zostały wyprodukowane.
Najpopularniejszym bogiem w ujęciu archeologicznym, był niechybnie Wodan. Wyobrażano go jako jeźdźca, mistrza magii i obłąkańczego wojownika. W ikonografii zwracają uwagę jego kły, wyszczerzone nieco zbyt szeroko, twarz profilowana jak maska, oczy wybałuszone w szale, oraz ciało wykręcone jak w przedziwnym tańcu. To wszystko cechy dobrze znane z jego przedstawień wśród innych germańskich plemion migrujących, oraz z przekazów skandynawskich. Warto przywołać tutaj fascynujący artefakt: sprzączkę od pasa z Kólked-Feketekapu. To srebrna ozdoba w kształcie grzyba niosąca na froncie wizerunek Wodana, który dzierży w dłoniach dwa miecze (węgierscy uczeni twierdzą, że jest to broń boga Tiwa, ale ja pozostaję tutaj sceptyczny). Jest splątany w walce z wężem, który przygryza mu ramię i wygląda, jakby niebawem miał zostać pocięty na kawałki. Na drugim planie przestrzennym widoczne są dwa wilki, które w przejęciu przyglądają się tej scenie. To oczywiste odwołanie do toposu mitologicznego, gdzie Wodan walczy z wężem (ale nie Żmijem!), którego ostatecznie rąbie na 9 kawałków. Tak widzieli sprawę Anglosasi, jak zanotowali w „Zaklęciu Dziewięciu Ziół” [ang. Nine Herbs Charm] z X wieku. Echa tej samej sceny zauważalne są też w rzemiośle skandynawskim, oraz longobardzkim i frankijskim kulcie świętych.
Jeszcze w końcówce V w., Gepidowie praktykowali ofiary z ludzi w ramach „nieludzkich obrzędów” o których wspomina literat Salwian z Marsylii. Prawdopodobnie były one zadedykowane właśnie Wodanowi, który przyjmował takowe w niejednym już miejscu w Germanii. Trzeba jednak powiedzieć, że ustały one po introdukcji chrześcijaństwa, które jak się przekonamy, miało cokolwiek łagodzący wpływ na obyczajowość Gepidów. Przerażenie, jakie budziła przedtem ta formuła rytualna, mogło wynikać z jej krwawego charakteru, ale nic poza tym nie jest nam wiadome. W tego rodzaju aktach uczestniczyli najprawdopodobniej też Hunowie. Mimo że elity tych ludów były skłócone, to doły utrzymywały dobrosąsiedzkie stosunki, także na płaszczyźnie religijnej. Wpływy Hunów i później Awarów, odbiły znaczące piętno na religii tradycyjnej Gepidów, a szczególnie na kulcie Wodana.
Wraz z rosnącą integracją Germanów i ludów turkijskich, upowszechniały się fenomeny religijne oryginalne dla tych drugich, takie jak szamanizm. Oczywiście Indoeuropejczycy również dzielili teologiczny fundament tego zjawiska (wiarę, że osoby w transie ekstatycznym mogły porozumiewać się z duchami, leczyć choroby i podróżować między światami), ale turkijski szamanizm wciąż był w Europie naleciałością zewnętrzną. Nietrudno zgadnąć, że Wodan ze swoją qusi-szamańską domeną, został utożsamiony z analogicznym duchem po stronie sąsiadów. Uzyskał zatem pierzasty czepiec i zdobnictwo odwołujące się do ptaków, szczególnie orłów oraz sokołów. Skarby czcicieli Wodana, ludzi należących do bogatszej warstwy społeczeństwa, charakteryzują się też obecnością zdobnych insektów. Ozdoby przedstawiają świerszcze, ćmy i pszczoły, owady wiązane w różnych okolicznościach z tym właśnie bogiem.
Do Wodana, jako wynalazcy pisma, najpewniej odwoływali się germańscy czarodzieje runiczni. Gepidowie bardzo chętnie zapożyczyli skandynawski wariant tego alfabetu i wykorzystywali go zarówno do celów świeckich (np. zapisując imię właściciela przedmiotu), ale częściej jednak magicznych. Istniała wyspecjalizowana grupa czarowników, znających tajemnice pochodzącego od bogów pisma, której przedstawiciele umieli zakląć przedmioty codziennego użytku mistycznymi mocami. Nawet pierwsze litery alfabetu, umieszczone w odpowiedniej kolejności [FUTHARK] niosły w sobie nieznaną dzisiaj, magiczną moc. Najczęściej wykorzystywano je do produkcji amuletów. Na obszarze państwa Gepidów odnaleziono 4 istotne skarby runiczne, być może korespondujące z pobliskimi stanowiskami rzemieślniczymi. Ich styl wykonania oraz kontekst materialny wskazują, że mogli tam być osiedleni rytownicy ze Skandynawii, dla których skądinąd zabobonni Gepidzi stanowili doskonałą klientelę.
Charakterystyką Gepidów było wielkie przywiązanie do talizmanów; kobiety nosiły wręcz dedykowane pasy tylko na magiczne zawieszki. Z czasem, dość dodać, stawały się one raczej ciężkie… typowo żeńskimi amuletami były muszelki, perły oraz z rzadka, kość słoniowa. Ich magiczny charakter sugerować może to, że nie eksponowały ich jako biżuterii, tylko trzymały w dedykowanych „relikwiarzach” przy pasie. Niestety szczegółowy charakter, co konkretnie miało dawać noszenie ich każdego dnia, pozostaje dla nas tajemnicą.
Wielki bóg Thunar, reprezentowany był w typowej dla siebie roli, tj. jako obrońca ludzkości. Szczególnie wstawiał się za najsłabszymi: jego symbole nosiły głównie kobiety i dzieci. Wierzono, że przemierza niebo podczas burz, jarząc się niczym eksplozja boskiej mocy. Jego symbolem była zatem swastyka: podobna do kręcącego się w boju Mełduna, nagłego wybuchu pioruna, ale też „nieustannie wybuchającego” słońca (które jaśniało jak Thunar). Pod wpływem kontaktów z Turkami, nadano mu cechy tamtejszego boga-jelenia. Miał on, jak się zdaje, następujące cechy:
- Jego symbolem było nie tylko poroże, ale też jelenie zęby (stosowane w parze z symbolami Thunara jako amulety ochronne);
- Przyjmował ofiary z mięsa prawdziwego jelenia, tylko Gepidzi składali takowe spośród wszystkich plemion germańskich swojej epoki;
- Wskazywał ludziom dobre miejsca, aby się osiedlić;
- Miał poroże rozgałęzione na tysiąc rogów, spośród których każdy miał na swoim końcu płomień;
- Uznawano go za symbol cyklicznego odrodzenia, tak jak poroże odpada i odrasta (Gepidzi używali niemal wyłącznie młotów i maczug Thunara wykonanych z możdżenia lub czubka, które interpretowano jako jądra siły regeneracyjnej).
Osobiście śmiem wywnioskować jedynie, że oznaczałoby to powiązanie „Jeleniego Thunara” z rozgwieżdżonym niebem – zresztą gwiazdy z perspektywy ówczesnych już były swego rodzaju eksplozjami boskiej mocy. Podstawy dla tego twierdzenia to rzecz jasna świece na czubku poroża, wskazywanie drogi wędrowcom, oraz wczesnośredniowieczny (a poniekąd słuszny) pogląd, że gwiazdy pojawiają się i znikają w ciągłym ruchu ciał niebieskich. Związek między postaciami nie był wcale jednoznaczny; dowodem niech będzie przedstawienie, gdzie Thunar to krzepki jeździec trzymający swastykę, ujeżdżający… właśnie jelenia. To swoją drogą, kolejny tylko przykład nieustającego dialogu zdrowych kultur i religii: motyw jazdy na jeleniu w podobnych artefaktach, pochodzi jeszcze od Kimerów (lud ten mógł nawet próbować siodłania jeleni w rzeczywistości!).
Według poważanego autorytetu w temacie, nomen omen dr. Attyli Kissa, Gepidowie obchodzili festiwale sprzężone ze zmianą pór roku, których ważnym punktem było powtarzanie mitów własnego plemienia. Moim zdaniem mogły one dotyczyć powtarzającej się dorocznie historii Thunara (lub bohatera, który przyjął jego cechy) który wybierał się zimą na wyprawę wojenną przeciwko Etunom, zaś wiosną wracał aby zaprowadzić na świecie porę ciepłą. Istnieje wzmianka o tym, jakoby gepidzkie obrzędy na cześć „Wulkana” miały być straszliwie rozwiązłe. Jeśli założymy, że ten ognisty bóg z młotem to niedokładna translacja Thunara, dałoby nam to przesłankę o płodnościowym charakterze jego kultu. Oczywiście nic w tym temacie nie jest pewne, pozostają nam tylko przypuszczenia.
Prawdopodobnie inni członkowie panteonu również zostali utożsamieni z animalistycznymi bogami Hunów i Awarów. Cóż jednak oznaczać może znak wilka, łasicy bądź konia, kiedy nie towarzyszy im żadna postać? Jeśli faktycznie było to odwołanie religijne, musiało być oczywiste dla odbiorców. Nam jednak umyka niezbędny kontekst, przez co niestety, pozostajemy zagubieni.

Gepidzki kościany grzebień z motywem Hengesta i Horsy, V w. n.e.
Grzebanie grzebania
Obok grafiki i osobliwych wzmianek, najpewniejszym źródłem pozostają nieodłącznie groby. Archeolog to tajemnicza postać, mająca tyleż wspólnego z niedźwiedziem, że nieraz trudna do odróżnienia w ciemnym lesie. Potrafi jednak wyczytać wiele z samego tylko położenia pochłoniętych przez ziemię ruin, zwłok oraz dołów ofiarnych; zawdzięczamy im większość naszych informacji na temat Gepidów.
Wspomniany wyżej pluralizm religijny odbijał się na społeczeństwie wysokim odsetkiem synkretyzmu. Pochówki członków elit wskazują, że przy okazji chrztu dołączyli oni Jezusa do panteonu germańskiego i bynajmniej nie było to zjawisko ograniczone do wyżyn społecznych. Jak wskazują ruiny ówczesnych kościołów, ośmiokątnych budowli ariańskich, odbywały się tam obrzędy o dwojakim charakterze: msze oraz pogańskie składanie ofiar. Raczej nie miało to miejsca jednocześnie; pierwsze mogły mieć miejsce za dnia, a drugie nocą, lub wymiennie zależnie od kalendarza świąt? W każdym razie, dwie grupy perfekcyjnie się tolerowały. Na terenie kościołów (często dosłownie pod posadzką) byli pochowani ludzie w czysto pogańskim obrządku, obok synkretyków. Wśród Gepidów nie występowały osoby całkowicie schrystianizowane, sądząc po wyposażeniu grobowym i kontekście pochówków.
Krzyże oraz relikwie, traktowano jako amulety, przynoszące siłę „nowych bogów”. Nie wykluczało się to w najmniejszym stopniu z kultem starych, którym składano w ofierze najczęściej psy i konie. Głównymi zwolenniczkami starej wiary były kobiety; jak zdążyłem wspomnieć, były gorliwymi użytkowniczkami magii w odróżnieniu od swoich raczej obojętnych mężów. Ci w perspektywie antropologicznej nie zdradzali dużego przywiązania do tradycji. Często podróżowali, sprowadzali wiele materialnych nowinek z bogatszych krajów, wyjeżdżali sezonowo do pracy (najczęściej jako najemnicy) nawet do anglosaskiej Brytanii. To dzięki wytrwałości ich żon, które kultywowały zastany porządek rzeczy, pogaństwo przetrwało aż po sam kres istnienia Gepidów.
Przy okazji pochówku, organizowano ucztę, analogicznie jak u Franków. Współplemieńcy jedli i pili przy otwartym grobie, zostawiając pełne naczynia dla nieboszczyka. Jedzenie było przygotowane tak, aby nie zdenerwować zmarłego, ani nie powstrzymywać go na tym świecie dłużej, niż było to konieczne, np. mięso oddzielano od kości i wybierano kąski bez chrząstek. Zakopywali go razem z dedykowaną częścią uczty oraz zastawą, składając przy okazji ofiarę dla bogów podziemnych (w tym przypadku najpewniej Wodana), aby zapewnić członkowi społeczności bezpieczną podróż. Co jednak charakterystyczna dla Gepidów, zwykli oni potem… odkopywać zmarłego. W nieokreślony czas po śmierci, palono dookoła grobu ogniska i wywlekano trupa. Zbierano od niego pustą zastawę oraz inne dobra grobowe, tymczasem samo ciało przekładano do innej pozycji. Jeśli zdradzało objawy bycia upiorem, dekapitowano je lub wprost przepoławiano w talii; podobny zwyczaj panował u Wizygotów w Iberii. Ostrogoci natomiast zagubili go po odejściu z ziem polskich.
Sytuując Gepidów w szerokim spektrum zachowań funeralnych, doskonale zbadanych przez etnografów, możemy przypuszczać że był to „drugi pogrzeb”. Upewniano się, że zmarły faktycznie jest martwy i nie będzie sprawiać problemów społeczności. Sprawdzano przy okazji, czy „zjadł” przeznaczone dla niego jedzenie i wypił napoje, zaś społeczność odzyskiwała zastawę na następną okazję. Zostawiano w jamie grobowej jedynie przedmioty, które powinny tam zostać, stąd argument za ich znaczeniem religijnym. Jak inaczej wyjaśnić talizmany z fragmentów kolczugi, które kładziono do grobów kobiecych, ewidentnie nie-wojowniczych? Wierzono, że zapewniają one ochronę w niełatwej wędrówce z tego świata, na następny. Okazjonalnie czyniono też pochówki na wzór Hunów i Awarów, czyli z osobistym koniem oraz członkiem służby, który miałby dotrzymać towarzystwa podczas wędrówki. Dzieci tymczasem chowano z wykonanymi specjalnie na tę okazję, żelaznymi sztyletami.

Inwazja Hunów, Juan Scherr, Barcelona 1882.
Słowem pożegnania
Celem mojej serii, opisującej przeżytki religii starogermańskiej w społeczeństwach wczesnośredniowiecznych, było zgromadzenie wszystkiego co wiemy w tym temacie. Jak drodzy Czytelnicy widzą, to wcale nie jest dużo! A jednak, nasza seria to dziś najbardziej wyczerpujące opisanie tematu, sumiennie ignorowanego przez polsko- i anglojęzyczną historiografię. Ipso facto, nadal czeka na swojego profesjonalnego dziejopisa. Moje dociekania, mam nadzieję, ułatwią mu kiedyś pracę, ale same w sobie zachowają użyteczność dla nieco odmiennej widowni. Teksty pisane były z perspektywy praktyka religii starogermańskiej, mając przed oczami potencjalnego odbiorcę jako osobę z mojego środowiska, lub chętną adaptować elementy tej wiary dla swojego życia duchowego. Poza wyłuskaniem faktów i wyciąganiem wniosków natury historycznej, zawarłem w tekstach również propozycje, porady, oraz przestrogi wymierzone w dzisiejsze rodzimowierstwo germańskie. Pozwólcie zatem, że tak również zakończę serię, posługując się wymownym przykładem Gepidów.
Stawiając sprawę jasno: Gepidowie nigdy nie radzili sobie za dobrze. Najpierw byli niezbyt szanowanymi krewnymi Gotów, później wasalami Hunów. Ich krótki epizod w niepodległym państwie, stanowił przykrą historię podległości wobec obcych mocarstw, a zakończył się realną aneksją przez żywo rozwijające się plemię Awarów. Nie byli na wystarczającym poziomie rozwoju cywilizacyjnego, by zostawić po sobie jakikolwiek przekaz źródłowy na własnych ziemiach (na obczyźnie z kolei tylko jeden, epitafium dla zmarłego króla, wystawione mu przez rodaków w Konstantynopolu). Jednocześnie ich życie religijne i tożsamość etniczna okazały się na tyle silne, by przetrwać kolejne 200 lat podległości, bez utraty ciągłości obyczajów! Ponad 1000 lat przed wynalezieniem narodów, Gepidowie przyjęli optymalną strategię, by zachować stary obyczaj w skrajnie niesprzyjających warunkach. Był nią trójstronny synkretyzm.
W pierwszej kolejności na płaszczyźnie relacji z innymi ludami germańskimi. Gepidowie uznawali ekspresje religijne plemion zachodniogermańskich i północnogermańskich za tożsame z własnymi. Anglosasi, Swebowie czy Wandalowie w Afryce uznawali ich za swoich krajanów, mimo że mowę mieli równie oddaloną od siebie, co my i Rusini. Szeroki horyzont geograficzny otwiera ścieżki do nowych wyobrażeń religijnych, także z własnego podwórka. Już na przykładzie wizerunków Wodana widać, że do kraju Gepidów docierały nowe mity, schematy przedstawiania postaci, etc. których sami nie wypracowali. Istotnym czynnikiem, przez który chrześcijaństwo wypierało pogan z różnych miejsc tak skutecznie, była jego świeżość. To była wtedy młoda religia o atrakcyjnej mitologii, która ciągle się rozwijała (powstawali nowi święci, wypełniano zastępy aniołów ich imionami o magicznej mocy, kościoły na całym świecie brały udział w „artystycznej debacie” na temat przedstawień swoich ulubionych postaci). Gepidowie, oczywiście bez żadnego zrozumienia zachodzących na świecie procesów, uniknęli tego losu. Dla nich religia starogermańska była stale świeża i rozwijająca się, poprzez interakcje z żywymi kulturami, które patrzyły na nią od różnych stron. Taka postawa zapewnia siłę, wprost przeciwnie do dzisiejszego dzielenia się na grupki, które neopoganie zmienili niemalże w hobby. Spotkałem się w środowisku z postawami w rodzaju „rodzimowierca anglosaski i skandynawski nie mogą razem przystąpić do rytuału; ich Wodan i Odyn to kompletnie różne postacie, gdyż jeden ma dwoje oczu, a drugi tylko jedno”. Tak jak dla Gepidów, a zresztą nie tylko dla nich, otwartość była siłą – tak błędy neopogan składają się na ich nieustającą słabość i śmieszność.
Po drugie, kreatywnie wykorzystali interakcje z Hunami i Awarami. Mimo że towarzystwo obu grup zostało im narzucone siłą, były to relacje hegemonów z poddanymi, tak na poziomie jednostkowym sytuacja malowała się mocno odmiennie. Przedstawiciele tych naprawdę różnych kultur, nie mówiący wspólnym językiem (lingua franca stał się ostatecznie wschodniogermański gocki) mieszkali po sąsiedzku, zakładali ze sobą rodziny, ich dzieci bawiły się razem na podwórku. To oczywiste, że razem stawali też do rytuałów i zapewne po trudniejszym okresie przejściowym, zauważyli podobieństwa między dwoma panteonami. To pozwoliło im zachować harmonię religijną, mimo niesnasek politycznych, oraz ubogacić tradycję germańską o nowe aspekty. Bo i właśnie, daleko było ówczesnym synkretyzmom od praktykowanego dzisiaj „wszyscy jesteśmy jednością”, pomieszania z poplątaniem, odbierającego charakter częściom składowym. Zamiast tego, proces koniunkcji był ostrożny, liczony na dekady pracy zapomnianych przez dzieje kapłanów i mistyków. Istniały w państwie Gepidów dwie perspektywy na bogów, pochodzące z dwóch odległych punktów na mapie. Dla opisania tych niepojętych istot, skuteczny okazał się (jak to często bywa) język konsensusu. Nikt spośród Germanów nie zaprzeczył, że Wodan jest „takim trochę szamanem” i tak naprawdę mniejsza o to, jakiego ptaka umieści rzemieślnik na jego wizerunku. Podobnie musiało być z Thunarem jako jarzącym się bóstwem odrodzenia, a także w drugą stronę, całkiem już wyblakłą na kartach historii. Jak wspaniale musiało się prezentować pogaństwo turkijskie, nabrawszy elementów germańskich! Kooperacja ma to do siebie, że rozważnie poprowadzona, tworzy coś lepszego od sumy swoich części składowych.
Po trzecie, współżycie ze wspólnotami chrześcijańskimi. Istniały one w Panonii na długo przed przybyciem Gepidów, działały w czasach rzymskich. Kiedy nadeszli, zasymilowały się, przyjmując germański strój oraz obyczaje synkretyczne. Do zostawionych samym sobie (pod względem tzw. duchowego pasterstwa) społeczności Gepidów, nierzadko trafiali misjonarze, którzy nie znajdowali chyba dobrego gruntu – bo wracali naprawdę szybko do domów – lub również uznawali lokalne wierzenia za wystarczająco atrakcyjne, aby się wśród nich osiedlić i nie sprawiać kłopotów. Wyznawcy religii starogermańskiej oraz tureckiej, żyli ramię w ramię z chrześcijanami, którzy wbrew neopogańskim wyobrażeniom, nie są wcale żądnymi krwi bestiami. Kultury tradycyjne z rzadka tylko podtrzymywały tabu na punkcie mieszania się plemion.
To kompletnie różna sytuacja od prymitywizmu wsi XIX w., gdzie społeczności katolików, prawosławnych, protestantów i Żydów funkcjonowały w odrębnych światach, nie wolno im się było żenić, przyjaźnić, nawet w karczmie siadały przy odrębnych ławach, żeby przypadkiem nie nawiązać ze sobą kontaktu. Nie mogło być mowy o wspólnym obchodzeniu świąt czy ekumenicznych obrzędach… co nie sprawiało większego problemu poganom i chrześcijanom 1000 lat wcześniej! Jako ludzie, lgniemy do siebie pomimo różnic, więc wstręt między grupami religijnymi to niemal zawsze twór sztuczny. Rozmaite hierarchie władzy prowokują go instrumentalnie, żeby osiągać swoje doczesne cele. Władze musiały odgórnie zarządzić konflikt chrześcijańsko-pogański wśród Wizygotów, Swebów i Burgundów, oraz wielu pozagermańskich ludów tego okresu. Jest to wręcz, według nowoczesnej historiografii, istotna determinanta późniejszych konfliktów religijnych i prześladowań. Uniknęły tego potężne grupy, takie jak Frankowie i Longobardowie, zdolne utrzymać mieszankę chrysto-germańską jako religię elit. Nie należy traktować tego procesu jako egzotycznego. Traktując ruchy religijne z należytym pluralizmem, ludzkość zawsze dojdzie do tych samych wniosków, co miliardy mieszkańców Chin, Indii, Syberii, Afryki Subsaharyjskiej, Ameryki Południowej i Karaibów. Ludzie żyją szczęśliwie, będąc równocześnie poganami, chrześcijanami, buddystami, etc. ponieważ tak jak w świecie przednowożytnym: prawda jest jedna, punktów widzenia wiele. To dogmatyczne religie uniwersalistyczne, ograniczające świat do pojedynczej księgi, stanowią w naszych dziejach przerażający wyjątek.
Aby przyjąć do wiadomości lekcję, płynącą z losu Gepidów, należy zrobić bardzo prostą rzecz. Nie krzywdzić. Ich królowie zaprowadzili ów pluralizm najpewniej z wygody (byli przyzwyczajeni do swojej tradycji rodzimej) oraz niemocy (nie mieli środków ani wpływów, żeby tępić innowierców). Nie była to w żadnym stopniu świadoma polityka, co nie zmienia faktu, że przyniosła zbawienne skutki. Z punktu widzenia wczesnośredniowiecznych władz państwowych, wystarczyło bez pedanterii pozwolić ludziom działać, a różnice naturalnie się wygładziły. Trudno to dzisiaj przełknąć, prawda?
Bibliografia
Główne źródła (cały tekst powstał z ich wykorzystaniem):
Balint Csaba, Traces of Germanic mythology from the 6th-7th century Carpathian Basin based on archeological finds, Kopenhaga 2014.
Filotas Bernadette, Pagan survivals, superstition and popular cultures in early medieval pastoral literature (500-1000), Montreal 2000.
Kiss Attila, Between Wotan and Christ. Deconstruction of the gepidic belief system based on the written and archeological sources, [w:] Gepids after the fall of the Hun Empire, Budapeszt 2015.
Kiss Attila, Traces of the Germanic belief system in the Carpathian Basin, [w:] Saint Martin and Pannonia. Christianity on the Frontiers of the Roman World, Pannohalma-Szombathely 2016.
Źródła tematyczne (są miejscem pochodzenia przynajmniej jednej informacji zawartej w tekście):
Dobos Alpar, Plunder or ritual? The phenomenon of grave reopening in the row-grave cemeteries from Transylvania (6th-7th centuries), Annales universitatis Apulensis 2014, t. 2, nr 18.
Dobos Alpar, Row-grave cemeteries in the Transylvanian Basin in the 5th-7th centuries, [w:] Gepids after the fall of the Hun Empire, Budapeszt 2015.
Dobos Alpar, The Reihengraberfelder in Transylvania after 100 years of archeological research, Acta Archeologica Carpathica 2009, nr 44.
Ginguta Alexandra, et. al., Maternal lineages of Gepids from Transylvania, Genes 2022, nr 13.
Gracanin Hrvoje, Skrgulja Jana, The Gepids and Southern Pannonia in the Age of Justinian I, [w:] Gepids after the fall of the Hun Empire, Budapeszt 2015.
Kiss Attila, The history of the Gepids in the Carpathian Basin, Szeged 2014.
Klevnas Alison, et al., Reopening graves in the early Middle Ages: from local practice to European phenomenon, Antiquity 2021, nr 95.
Neidorf Leonard, The Gepids in Beowulf, ANQ 2019.
Racz Zsófia., Who were the Gepids and Ostrogoths on the Middle Danube in the 5th century? An archaeological perspective, [w:] Migration period between the Oder and the Vistula, Warszawa 2019.
Skibiński Tomasz, Kształtowanie się obrazu Gepidów w źródłach antycznych i wczesnośredniowiecznych (III-VII wieku), Vox Patrum 2020, nr 75.
Toth Agnes, et al., Unique accessories and connection network of a Gepid Period child burial. New data on the distribution of early medieval ivory artefacts, Acta Archeologica Academiae Scientarum Hungaricae 2023, nr 74.
Tugya Beata, et. al., Environmental historical analysis of the Sarmatian and Gepids settlement in Rakoczifalva, Acta Archeologica Academiae Scientarum Hungaricae 2020, nr 71.
Wszystkie powyższe źródła są dostępne online.