Diabeł w wierzeniach Germanów i Słowian. Cz. 2.

Stanisław Witkiewicz, Szatan, Polska 1920 r.

Demonologia pozytywnie wyróżnia się na tle zbadanych dotychczas wierzeń słowiańskich. To bogaty, wdzięczny w interpretacji zbiór, zdolny „ustać na własnych nogach” pod względem intelektualnym. Był równie koherentny w czasach przedchrześcijańskich, co w późnych ekspresjach na wsi przed 1945 r., nie wymagał do zrozumienia komparatystyki indoeuropejskiej ani współczesnych doktryn interdyscyplinarnych. Nieprzypadkowo to właśnie on znalazł największe odbicie w duchu „słowiańskiego renesansu” jakiego jesteśmy świadkami: popularność bestiariuszy, obecność potworów w grach komputerowych (wcale nie tylko w Wiedźminie!), niezdrowa fascynacja upiorami itp. leśnym lichem. Mnogość utopców, południc czy płanetników, pozwala czasem zapomnieć, że nie były one głównymi bohaterami tekstów źródłowych. Tam pierwsze, nomen omen skrzypce, grał oczywiście diabeł.

Podobnie jak w przypadku Germanów, istnieje na Słowiańszczyźnie zwyczaj odróżniania diabła ludowego (nazywanego Pokuśnikiem lub innymi poufałymi imionami) od kościelnego Szatana. W popularnonaukowych opracowaniach przedmiotu pojawia się jeszcze inne, troiste podzielenie na klasy społeczne – diabła szlacheckiego, chłopskiego i cudzoziemskiego. Nie znajduje on jednak potwierdzenia w materiale źródłowym. Diabeł, podobnie jak Śmierć, był na początku jeden dla wszystkich stanów, co samo w sobie niosło pewien przekaz moralny dla twórców i odbiorców opowieści ludowych. Dopiero od XVI w. zaczyna pojawiać się rozróżnienie na „diabła sarmackiego” oraz „diabła polskiego” (które później wyewoluowały na diabły pańskie i chamskie). Wyrosło one w pracach twórców związanych z ideologią sarmacką, którzy chcieli podkreślić rozdzielne pochodzenie, oraz odmienną naturę swojego stanu względem chłopstwa; a tym bardziej względem ludzi zachodu, zbiorczo określanych mianem Niemców. Wiara w to, że plebs sądzony jest własną miarą, a elity inną, to przecież ujęcie jednego z dogmatów ówczesnej ideologii. Realizowanej zresztą, co warto dodać, w praktyce. Wiele argumentów za istnieniem „diabłów pańskich, chamskich i niemieckich” można zatem wyjaśnić w sposób czysto materialistyczny: pojawiły się one w facecjach bajarzy sarmackich dla usankcjonowania korzystnego dla nich porządku społecznego. Lud natomiast tego nie przyjmował, nie w czasach, które nas interesują. Co innego w XIX w., kiedy za sprawą aktywności społecznej literatów, kultura szlachecka stała się modna „pod strzechą” pospołu z „Ogniem i Mieczem”. Rozstrzał zdecydowanie lepiej oddaje dychotomia Pokuśnik-Szatan, wykorzystywana zresztą przez dzisiejszą etnografię, choć nadal mniejszościową.

Nasi przodkowie mieli rozmaite wyobrażenia nt. Diabła, często sprzeczne, chociaż en masse zgadzali się co do jego aparycji i pochodzenia. Był on mianowicie kosmatym, rogatym, kulawym Niemcem. I już samo to stanowić może przyczynek dla historii interakcji słowiańsko-germańskich względem tej postaci.

Czarownica przytula Diabła, Wielka Brytania 1820 r.

Diabeł, którego znasz…

Od czasów najdawniejszych, Diabeł przyjmował wśród Słowian kształt Niemca. Miał niemiecką fizjonomię i nosił tamtejszy strój narodowy, chociaż geograficznie, zawsze przybywał do ludzkich siedlisk z północy. Dla całego naszego kręgu kulturowego, wyjaśnienie tego stanu rzeczy jest banalnie proste i powszechnie przyjęte w literaturze. Otóż Niemiec to dla Słowian uniwersalna figura Innego, nie-Swojego, który mimo to wchodzi z nami w interakcje bliskie a poufałe. Niemalże cała strefa naszego osiedlenia przylega do Germanii lub była kiedyś jej częścią. Kolonizacja niemiecka rozciąga się przynajmniej od Berlina po Wołgę, będąc w równych proporcjach dobrowolną (fundowanie miast na prawie niemieckim i sprowadzanie rzemieślników dla rozwoju gospodarki), co przymusową. Germanie znaleźli się na terenie Rusi, od pierwszych nieśmiałych przyczółków zamieszkanych przez wikingów, do polityki ekonomicznej późnego caratu; na Słowian Południowych wpłynęła trwająca ponad 800 lat kolonizacja austriacka. Ziemie nasze i czeskie to jeszcze lepszy przykład: pierwsi Słowianie wprowadzili się tutaj na ziemie Germanów, wcale niekoniecznie opustoszałe po Wielkiej Wędrówce Ludów. Archeologia wskazuje, że zwyczajnie dołączyli do masy napływowych plemion i chętnie zakładali z nami rodziny. Nasze późniejsze państwa wzrastały w zależności do silniejszych, germańskich sąsiadów, przyjmując przez całe średniowiecze fale osadnictwa z Rzeszy. Trwało to właściwie do traktatu wersalskiego z 1919 r. W świetle horrorów niemieckiego nacjonalizmu i zbrodni hitlerowskich, trudno nam to dzisiaj przełknąć, ale przez ponad tysiąclecie naszej koegzystencji z Germanami, to oni zazwyczaj świetnie się integrowali, nie słabiej niż Słowianie popadali w germanizację. Co znaczy to dla nas, a przede wszystkim, dla Diabła?

Niemiec był dla Słowian uniwersalną figurą Innego. To sąsiad z którym chłop polski wspólnie obrzędował, za którego wydawał córkę (chętniej niż za Rusina, nie wspominając o Żydzie!) i którego traktował jako nauczyciela wyższej techniki czy obyczaju. Jednocześnie nigdy nie byliśmy w stanie zrozumieć ich języka – stąd określamy go szwargotem, a całe plemię „Niemymi” – nasze różnice kulturowe i przynależności religijnej tworzyły zbytni dystans, żeby kiedykolwiek uznać go za Swojego. Wręcz jako postać w bajce ludowej, podkreśla się przede wszystkim jego obcość, zaprzeczenie słowiańskiej normy. Mimo to, a na pewno wbrew rojeniom narodowym, wcale nie istniał fundamentalny antagonizm między naszymi ludami. Spośród typowych sąsiadów na wsi, chłopstwo Niemców tolerowało w najwyższym stopniu. Trzeba też zauważyć, że „Niemcem” był dla nich również Anglik, Holender, Szwajcar czy Szkot.

Ognie nienawiści rozpalone zostały bardzo późno, bo dopiero przez elity szlacheckie doby Kontrreformacji. Dla potrzeb politycznych należało wzbudzić niechęć do protestantów, rozpowszechniając na ich temat kalumnie (np. stawiające Marcina Lutra jako antychrysta opętanego przez Szatana; przyjęły się na tyle dobrze, że sam usłyszałem te słowa na szkolnej lekcji religii). A ponieważ protestantyzm świetnie rozpowszechnił się u Niemców i przybył do nas z ich kraju, utworzono dla tej potrzeby sentyment antyniemiecki. Widać to doskonale po nałożeniu kwestionariuszy etnograficznych na mapę Polski. Tam, gdzie były osiedlone duże ilości Niemców, dawni sąsiedzi wspominają ich dobrze (mowa oczywiście o czasach przedwojennych), podczas gdy te bez kontaktu z prawdziwymi ludźmi, powtarzają po dziś dzień kontrreformacyjną propagandę.

Wracając do tematu, już przedreformacyjny Diabeł był w Polsce Niemcem. Przyjmował postać Innego, aby podkreślić jego obcość w naszym świecie. Pośród Słowian Zachodnich dochodzi do tego omówiony wyżej podtekst osadniczy: chrześcijaństwo przyszło do nas od Germanów wraz z misjonarzami, też luźno schrystianizowanymi. Otrzymaliśmy zatem wierzenia z drugiej ręki; religię dobrze wymieszaną z synkretyzmem germańskim oraz zwyczajnym zabobonem. Zdaniem klasyka tematu, Stanisława Bystronia, najpopularniejsze polskie przesądy (m.in. czarny kot przechodzący drogę, przechodzenie pod drabiną, tłuczenie lustra) przybyły do nas z całej Europy właśnie za pośrednictwem misjonarzy, równie ciemnych co lud, którym mieli nieść kaganek wiary. Oni, a później osiedlający się dookoła niemieccy sąsiedzi, uformowali część wizerunku Diabła Pokuśnika. To kolejny mocny argument, dlaczego miałby w naszym kontekście być właśnie jednym z nich.

Co więcej, obszary najściślejszych interakcji germano-słowiańskich – Pomorze, Wielkopolska, Śląsk, Karpaty Polskie – znają bardzo wiele wierzeń diabelskich, charakterystycznych dla Germanów. Zostały one przeniesione do nas wraz z osadnictwem, być może utrwalone germanizacją, co pozwoliło im przetrwać nawet w formie zapomnianej już na Zachodzie. Uznałem za stosowne, aby wymienić je tutaj, jako pomost między dwiema częściami tekstu. Wypunktuję najważniejsze:

  • Diabła nazywano Skrzatem lub Skrzatem Borutą (o samym Borucie powiemy sobie już w następnej sekcji), które to określenie ma wiele wspólnego z germańskim „Old Scratch” i niewiele z naszym rodzajem krasnoludka, chociaż dzielą źródłosłów;
  • Tamże również Cyprylem od gwar. Cypa, czyli kaptur, ponieważ zjawiał się jako jeździec w kapturze zawsze okrywającym twarz (to tylko jedna z proponowanych etymologii, ale szczęśliwie wszystkie są w założeniach przedchrześcijańskie);
  • Zachował się przekaz w którym Diabeł jest Królem Kruków, dla którego owe ptaki były szpiegami w naszym świecie (sam miał przyjmować formę szczególnie dużego okazu);
  • Diabeł cyklicznie się wieszał, co powodowało rozpętanie kilkudniowej wichury w styczniu, marcu lub listopadzie, ponieważ powieszony był najsilniejszy (nagonki antysemickie XX w. wdrukowały ludności wiejskiej zamiennik „Żyd się powiesił” który obecnie jest popularniejszy od oryginału…);
  • Miał wtedy zsyłać z gór wiatry fenowe, np. halny, zdolny sprowadzać obłęd na ludzi;
  • We frazeologii, wielokrotnie się żenił, wzorem zachodniego odpowiednika.

Istnieje więc solidny zbiór przeżytków starogermańskich, zachowanych na Słowiańszczyźnie. I chociaż będziemy wielokrotnie jeszcze wracać do tej myśli, nadeszła pora aby pochylić się nad samymi Słowianami. Uprzednie wyizolowanie elementów germańskich, leżących być może u podstaw skojarzeń diabelskich naszego ludu, pozwoli nam tym łatwiej dostrzec przedchrześcijańskie nuty lokalnej inwencji.

Józef Kupczak, Maska Diabła, Polska 1964 r.

Diabli nadali

W pierwszej kolejności pragnę podziękować Patrykowi Paterkowi, który przeprowadził wybitne, pionierskie badanie na temat Diabła (Boruty i Rokity) jako reliktu wierzeń pogańskich Słowian. Jego artykuł opublikowany przez Słowiańską Agencję Prasową, stosownie oznaczony w źródłach, był dla mnie nieocenionym drogowskazem w poszukiwaniu bibliografii oraz punktem wyjścia do własnej kwerendy.  

Jaki był ten nasz Diabeł, swojski, choć ubrany w cudzoziemskie szaty? Konwencja interpretacyjna pozostaje jednakowa. Demonizacja bóstw słowiańskich, Welesa i Peruna, przebiegała w sposób niekontrolowany, równocześnie z ich sakralizacją. Diabeł odziedziczył cechy ww. bogów, podobnież jak uczynili to śś. Mikołaj i Eliasz. Identycznie jak za Bałtykiem i Odrą, większość cech przeżytkowych odnosi się do Welesa, który jako bóstwo chtoniczne o niesympatycznych dla chrześcijan cechach, łatwiej ustępował wobec waloryzacji negatywnej. Wygląd został zapożyczony właściwie w całości. Diabeł miał mieć długą, siwą brodę i fizys „dziada”. Na głowie, pod niemieckim kapeluszem lub kapturem, skrywał okazałe rogi. Dla Rusinów jeszcze w XVI w. „iść do Welesa” było synonimem „iść do Diabła”. Pozostałe, noszone przezeń imiona nieodłącznie sięgają tego samego zakresu znaczeniowego:

  • Boruta [władca boru];
  • Borowy [jw., ale też w rozumieniu „myśliwy”, najczęściej na czele Dzikiego Gonu];
  • Czart [najpewniej od „czarować” – alternatywnie „cięty” przez swoje kalectwo];
  • Kusy [czyli „kulawy”];
  • Bies [etymologicznie „powodujący strach, przerażenie”];
  • Rokita [mieszkaniec wierzby, która była w kulturze ludowej drzewem Welesa jako „złota” i „kudłata” jak on sam];
  • Szalińc [pomorskie określenie na Diabła, wywodzące się stąd, że sprowadza na ludzi szaleństwo];
  • Smętek [również pomorskie, odwołujące się w najbardziej archaicznym rozumieniu do ducha żałoby i odrealnionej atmosfery po śmierci członka rodziny];
  • Mikołaj.

Nie trzeba Czytelnikom tłumaczyć, że ostatnie z wymienionych imion znajduje się idealnie na przecięciu synkretyzmu chrysto-pogańskiego. Zdaniem mieszkańców Północnej Polski, Święty Mikołaj to… prawdziwe imię Diabła. Jego znajomość chroni przed Czartem i pozwala uzyskać odeń korzyści, a nawet zwolnić nierozsądnego człowieka z wypełnienia warunków cyrografu. Jeszcze niedawno na Kaszubach nazywano leśne demony „mikołajami” (podobnie zresztą jak niedźwiedzie, mówiono na nie wymiennie „mikołaje” lub „boruty”) gdyż ów miał być „Wodzem Niedźwiedzim” oraz „Pasterzem Wilków”. Widoczna jest tu domena władcy dzikich zwierząt, zwłaszcza tychże drapieżników, nacechowanych welesowo na najbardziej bazowym poziomie, bo od czasów prasłowiańskich. Wzywano Borutę do ochrony zwierząt gospodarskich przed jego świtą, ale też do wszystkich spraw związanych z bydłem. Dzięki jego opiece, mleko lało się z krów strumieniami, a chore mućki zdrowiały.

Podobieństw do św. Mikołaja dostarczała też morska sfera jego zainteresowań. Utożsamiany z Szalińcem, był w wyobrażeniach ludowych „władcą wszystkiego co pod ziemią” czyli w dużej mierze wody. Cechował go przerażający wygląd, zdolny zabić nieszczęśnika, który dojrzał go wśród fal. Opiekował się jednak duszami utopionych marynarzy, które dobrze gościł w swoim podwodnym królestwie. Wypuszczał je za okazją na powierzchnię, pod postacią mew, rybitw i albatrosów, aby ostrzegały ludzi przed sztormami. Zamordowanie takiego ptaka było, jak u Germanów, wielkim grzechem, za który spadała na żeglarza straszna zemsta Szalińca. Kogo złego zabije na wodzie, tego zmusza do grania na skrzypeczkach w swojej potępieńczej orkiestrze: dla żywych brzmi ona jak smętne zawodzenie fal.

Pod ziemią znajdowały się, według wielu ludów i bogów, zaświaty. Tam Smętek czy Boruta sprowadzali dusze umarłych – drugi czynił to na czele Dzikiego Gonu. Zjawisko to nie jest oryginalnie słowiańskie, ale przedostało się do nas od Germanów na tyle dawno, że udało się je skutecznie wkomponować w światopogląd mityczny. W dawnych wierzeniach „dzikie polowanie” organizowano na grzeszników, zwłaszcza nieobyczajną szlachtę oraz nieuczciwych księży. Borowy sam ich łowił, po czym ściągał do piekła na zasłużoną karę. Ubrany był jak walczący szlachcic, ale w przestarzały strój (np. nowożytnego towarzysza pancernego w XIX w.). Dołączały do niego dusze ludzi niepogrzebanych, samobójców, oraz dzieci poronionych lub wcześnie zmarłych. Miał zbierać z grobów zęby powieszonych oraz czaszki starych kawalerów (sic!), co późny folklor próbował wyjaśniać na rozmaite sposoby.

Nim przybył po swoją dolę z nieumarłą procesją, zapowiadał się wizytą w formie wilka, względnie czarnego psa. Można było go poznać po jednym oku i kulawej nodze. Miał pojawiać się na naszym świecie, jako włochaty dziadyga lub nieprzeciętnie duży drapieżnik o ww. cechach, głównie podczas:

  • 12 nocy między Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem (tzw. Wilcze Noce), które uznawano za najciemniejszy czas roku, oraz szczyt siły diabelskiej;
  • 11 listopada, dzień św. Marcina (dla Germanów tożsamego z Wodanem);
  • 1 i 2 listopada (Święto Zmarłych).

Wychodził wtedy ze Świata Dolnego, aby dokonać swojego polowania na dusze, tudzież wyprowadzić zmarłych na odwiedziny do rodziny. Przez cały rok rezydował natomiast w najciemniejszych gajach, jaskiniach, oraz odmętach wody. Przechowywał tam wyniesione ze swojego świata skarby, którymi obdarowywał zasłużonych. Diabeł ludowy wśród Słowian ukazywał się jako boski kat wymierzający sprawiedliwość, ale też przyjaciel prostaczków. Przypisywano mu nagłe zyskanie majątku u ludzi ubogich, miał też przemieniać niezasłużone czy zrabowane dobra w gnój. Wielki intelektualista, wstawiał się też za niesłusznie sądzonymi, podsuwając dowody dla skazania właściwej osoby lub wprost przyjmując postać rzecznika. Jeśli mimo to, sąd podjął niewłaściwą decyzję, wtedy pod postacią przeraźliwego człowieka mordował winnych zaniedbania.

Litował się nad potrzebującymi w kwestiach architektonicznych – stawiał więc Rokita młyny, szyby kopalniane, fortyfikacje bądź dwory. Często odchodził stamtąd oszukany, nie otrzymując należnej zapłaty, za co zdarzało mu się mścić na ludziach. Pomimo tego, obejmował ich raz po raz swoim patronatem, nadając talent muzyczny artystom (zwłaszcza skrzypkom) oraz magiczny czarownikom. Nawet najzupełniej dobre czarodziejki korzystały z jego usług, bowiem wcale nie żądał w zamian poddania mu duszy. Najczęściej wystarczyło pójść z nim do łóżka na jedną noc. Inaczej niż w przekazach germańskich, tutaj relacja Diabła z czarownicami przypomina bardziej przelotne przygody podszyte interesowną miłością, niźli relację mistrz-uczennica. Może to i lepiej? Wiadomo jednak, że bardzo długo osoby objęte diabelską opieką, składały mu w podzięce drobne ofiary, najczęściej paląc świeczki. Nieco na boku funeralnego skojarzenia (znicz byłby dla dawnych Słowian ofiarą zarówno dla zmarłych Dziadów, jak i dla podziemnego Diabła-Welesa) mogę dodać, że Kościół prawie wyplenił to zjawisko. Udało się namówić lud, aby przestał palić świece dla diabła; zamiast tego ofiarował mu jej ogarek, który znamy z przysłowia.

Jak widzimy, postać Kusego zawiera w sobie znaczny ładunek materiału mitologicznego. Mieszczą się w tym także dwie narracje, uznawane przez znawców za szczątki dawnych mitów. Pierwsza wyjaśnia, dlaczego uniwersalnie na Słowiańszczyźnie Diabeł jest kulawy. Miał być strącony z nieba przez Boga za pomocą pioruna, podczas walki o władzę u zarania dziejów. Wzmianka ta wspominała być może o bogu, ale raczej nie Bogu Abrahama. Z upływem czasu, bywał on zastępowany różnymi świętymi, Maryją, etc., ale pewne jest, że ktokolwiek to był, posługiwał się błyskawicą jako bronią. Budzi to już od XIX w. podejrzenie, że oryginalnie to sam Piorun – czyli Perun – mógł być przeciwnikiem Welesa. Pasowałoby to do głęboko zbadanego przeżytku na Rusi, gdzie św. Mikołaj i św. Eliasz walczą o władzę w niebiosach (wedle różnych wersji o żonę, jej posag lub bycie następcą umierającego Boga) bądź też kradną sobie nawzajem bydło. Tam też Mikołaj-Weles wizualnie schodzi po Drzewie Światów lub spada na ziemię i jeśli uznamy trzy przekazy za jeden kompleks mityczny, możemy wywnioskować że opisują tę samą historię.

Drugi jest mniej rozbudowany, ale dla mnie tym ciekawszy. Otóż lud Polski Centralnej i Małopolski wierzył jeszcze na początku XX w., że Diabeł od czasu do czasu kradnie słońce, powodując tym samym zaćmienia. Przekaz nie wyjaśnia, dlaczego gwiazda wraca na swoje miejsce, ani jaki z niej pożytek płynie dla Skrzata. Możemy się tylko domyślać, że próbuje oświecić swój Świat Podziemny i chyba odnosi tutaj pewne sukcesy. Mówiono bowiem (w innych miejscach kraju, nie wiążąc opowieści ze sobą nawzajem), że Diabeł posiada kulę ognia „słonecznego a oczyszczającego” której nikomu nie oddaje. Wątek ten nie jest eksplorowany w baśni ludowej, otrzymując zaledwie skąpe wzmianki.

Istnieje też wątły, lecz przemawiający do wyobraźni zbiór wierzeń kojarzonych z Perunem. Jakkolwiek o samym bóstwie wiemy niewiele, mimo jej nieledwie centralnej funkcji w wierzeniach Słowian, tak istnieją przekazy diabelskie, które za pomocą komparatystyki indoeuropejskiej (a głównie słowiańsko-germańskiej) możemy zidentyfikować jako perunowe. Był on jakoby wielkiej postury i silny, ale niezbyt lotny, analogicznie do opozycji Wodan-Thunar wśród Germanów. Tenże Bies pomieszkiwał w górach, miał też swoje ulubione obiekty w przyrodzie, np. wysokie kamienie lub szczyty. Można było poznać je po tym, że uderzał po nich piorunem. Kiedy taki trafił w drzewo, wtedy Zły przebywał w jego wnętrzu. Nie wolno było go ścinać, należało spuścić głowę i omijać takie miejsce w zabobonnym przestrachu. Podczas burzy, toczył długie boje z nieznanymi przeciwnikami, jadąc w płonącym rydwanie. Jego broda i włosy „skrzyły się jak pokruszony bursztyn” zaś oczy jak rozżarzone węgle. Gdziekolwiek padły jego strzały lub pokazał palcem, tam padał piorun, zostawiając po sobie belemnity. Owe „diabelskie kamienie” miały moce płodnościowe i ogólnomagiczne, takie same jak wszelkie zastosowanie „kamieni piorunowych” w kulturze ludowej.

Żyd, kobiety i muzycy przyjmują diabły w gościnę, Słowenia, koniec XIX w.

Szczegóły tkwią w diable

Na tym przyjdzie nam zakończyć przygodę u boku ludowego diabła, który faktycznie nie okazał się zbyt straszny. Pełnił przez długie wieki wielce pożyteczną, choć równie niewdzięczną funkcję. Jako przewodnik dusz, zwierzchnik zjawisk atmosferycznych i swego rodzaju przyjaciel ludzkości u jej nizin, stanowi doskonały przykład niezależności świata mitycznego od naszej niedoskonałej rzeczywistości. Chociaż starych bogów pogan utożsamiono z najwyższym złem religii abrahamowych, nie zmieniło to ich natury: groźnej w takim samym wymiarze, jak groźny bywa zły wiatr i piorun, ale koniec końców naprawdę życzliwej wobec ludzkości.

Dzięki temu „ludowy Diabeł” w swoim szerokim wachlarzu imion, zachował zdawkowy kult i należny respekt, ów ogarek na który pozwoliły mu nawet autorytety religii światowej. W najbardziej niesprzyjającej temu postaci, powołanej do życia przez dogmatykę Kościoła i jego nakazy, udało się przechować „iskrę z brody Gromowładcy” – garść treści z których dzisiaj mogą korzystać zarówno badacze dziejów, jak i rekonstruktorzy religii tradycyjnej. Po raz kolejny rzeczywistość udowodniła, że próby kształtowania światopoglądu przymusem, wzbudzają naturalny bunt i zasiewają nasiona własnej porażki. Jak inaczej nazwać nagminne, poniekąd buntownicze społeczne bajki o Dobrych Diabłach, utożsamianie ich ze świętymi, ofiary palone im pokątnie? Mówcy i odstępcy tamtych czasów, byli jedynie ludźmi, odnoszącymi się jakoś do rzeczywistości zastanej. A w niej, mimo usilnych prób, Diabeł pozostał (jakkolwiek dziwnie to brzmi) przeciwnikiem Szatana.

Thunar i Perun, Weles i Wodan, od zawsze przynależą do obozu przeciwnego niż Wąż.

Bibliografia

Źródła Germańskie

Abel Ernest, Kruger Michael, Going to the Devil, Names 2008, t. 56, nr 2.

Baring-Gould Sabine, Strange Survivals. Some Chapters in the History of Man, Londyn 1892.

Bartels Sarah, ‘A terrific ogre”: the role of the Devil in Victorian Popular Belief, Folklore 2017, t. 128, nr 3.

Basset Fletcher, Legends and Superstitions of the Sea and of Sailors. In all Lands and at all Times, Chicago 1885.

Battista Simonetta, Blamenn, djoflar and other representations of Evil in Old Norse Translation Literature, [w:] The Fantastic in Old Norse Icelandic Literature, t. 1, York 2006.

Bouchard Michel, The Devil in Folklore, [w:] Folk Culture of Euro-Arctic Barents region: new methods of research, Archangielsk 2013.

Carsch Henry, The role of the Devil in Grimm’s Tales. An exploration of the content and function of Popular Tales, Social Research 1968, t. 35, nr 3.

Dendle Peter, The role of the Devil in Old English narrative literaturę, Toronto 1998.

Grimm Jakub, Mitologia Niemiecka, Londyn 1882.

Harte Jeremy, Cloven Country. The Devil and the English Landscape, Londyn 2022.

http://germanic-studies.org/Heathen-and-mythological-elements-in-English-place-names.htm

http://newenglandfolklore.blogspot.com/2013/09/places-named-after-devil-in-northern.html

http://newenglandfolklore.blogspot.com/2013/09/places-named-after-devil-in-southern.html

https://www.nationalparkstraveler.org/2018/11/hell-place-devils-role-national-park-place-names

Lassen Annette, Odin’s Ways. A guide to the Pagan God in Medieval Literature, Londyn 2022.

Motz Lotte, Giants in Folklore and Mythology: a new approach, Folklore 1982, t. 93, nr 1.

Parker Joanne, Written on Stone: the cultural reception of British Prehistoric Monuments, Cambridge 2009.

Prorok Anna, „Nie taki diabeł straszny jak go malują” czyli analiza porównawcza postaci diabła w baśniach polskich oraz norweskich, Studia Scandinavica 2019, t. 23, nr 3.

Rohrich Lutz, German Devil Tales and Devil Legends, Journal of the Folklore Institute 1970, t. 7, nr 1.

Stachnik Tiffany, Syncretism or Superimposition: an analysis of the Devil in The Original Folk and Fairy Tales of the Brothers Grimm, Marqette 2018.

Ward Elinor, Woden’s Medieval Afterlives, Oslo 2021.

Wolf-Knuts Ulrika, What can we do today with old records of Folk Belief? On the example of Devil Lore, Folklore 2020, t. 131, nr 2.

Źródła Słowiańskie

 [!] https://isap.info.pl/2022/05/29/skrzat-boruta-prapolskie-wcielenie-welesa/  [!]

Angutek Dorota, Nieznane diabły krajeńskie: Koszel (Jancyp), Tokiel i Cypryl. Rekonstrukcja etymologiczna i kosmogoniczna podania ludowego z pogranicznego regionu Krajny, Etnografia Polska 2017, t. 111, nr 1-2.

Baranowski Bohdan, Życie codzienne wsi między Wartą a Pilicą w XIX wieku, Warszawa 1968.

Dźwigoł Renata, Diabeł tkwi… we frazeologii, Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Russologica 2011, t. 4, nr 90.

Dźwigoł Renata, Miejsce jako kategoria językowo-kulturowa we frazemach z pola leksykalno-semantycznego DIABEŁ, Etnolingwistyka. Problemy Języka i Kultury 2020, nr 32.

Dźwigoł Renata, Poleski diabeł – próba charakterystyki etnograficznej i językoznawczej, Kraków 2005.

Fischer Adam, Djabeł w wierzeniach ludu polskiego, [w:] Studja Staropolskie. Księga ku czci Aleksandra Brucknera, Kraków 1928.

http://oskarkolberg.pl/pl-PL/Page/64

https://bajka.umk.pl/slownik/lista-hasel/haslo/?id=125

https://bajka.umk.pl/slownik/lista-hasel/haslo/?id=126

https://bajka.umk.pl/slownik/lista-hasel/haslo/?id=320

https://bajka.umk.pl/slownik/lista-hasel/haslo/?id=48

https://cyfrowaetnografia.pl/collections/show/6

https://literat.ug.edu.pl/glogers/index.htm

https://paenew.us.edu.pl/index.php

Król Anna, Nie taki diabeł straszny jak go malują. Krótki szkic na temat „diobła” w Przedziwnych Śląskich Powiarkach Gustawa Morcinka, [w:] Etnografie – Kulturografie, Katowice 2018.

Łuczyński Michał, Kognitywna definicja Peruna: etnolingwistyczna próba rekonstrukcji fragmentu słowiańskiego tradycyjnego mitologicznego obrazu świata, Studia Mythologica Slavica 2011, nr 14.

Łysiak Wojciech, Świat wierzeń ludu wielkopolskiego przełomu XIX i XX wieku, Lud 1986, t. 72.

Łysiak Wojciech, Temat „Dzikiego Polowania” w folklorze Wielkopolski, Lud 1983, t. 67.

Popowska-Taborska Hanna, Ślady dawnych wierzeń słowiańskich utrwalone w kaszubskiej leksyce, Światowit 1995, nr 40.

Różańska Kinga, Językowo-kulturowy obraz mocy piekielnych w rosyjskiej i polskiej frazeologii i paremiologii, Acta Polono-Ruthenica 2008, t. 13.

Tempłowicz Alicja, Panteon słowiański w świetle etymologii. Perun – Weles – Swaróg i bóstwa pokrewne, Kwartalnik Językoznawczy 2011, t. 5, nr 1.

Powyższe źródła są w całości dostępne online.