Anglosaski wisiorek religijny, przedstawiający Wodana z dwoma krukami na ramionach. Znalezisko z Hampshire, VII w. n.e., reprodukcja współczesna.
Stiff upper lip
Wielka wędrówka ludów nie była zjawiskiem wyłącznie kontynentalnym. Przemieszczenia ludności rozgraniczające starożytność i średniowiecze, toczyły się również na morzu. Pomnikiem dla tegoż zjawiska może być istnienie Wielkiej Brytanii. Bezpośredni przodkowie dzisiejszych Anglików przybywali na Wyspy wraz z załamującą się władzą Cesarstwa Rzymskiego w V wieku n.e. Po jego ostatecznym upadku, Anglosasi opuścili siedziby w granicach dzisiejszych Niemiec i Danii. Stamtąd dokonali inwazji na wschodnie wybrzeże, stopniowo zajmując ziemie w głębi lądu. Przed ich najazdem dzielnie bronili się celtyccy Brytoni: od nich bierze swój początek legenda Króla Artura, który miał być wtedy ich wodzem. Ostatecznie to Anglosasi zwyciężyli, podporządkowując sobie Celtów i wyzbywając się resztek władzy rzymskiej. Tak doszło do narodzin cywilizacji, której było pisane utworzyć największe imperium świata, ponad siedmiokrotnie rozleglejsze od rzymskiego. Aby jednak dotrzeć do tego zaszczytnego punktu w dziejach, musieli przedtem przebyć długą drogę.
W interesującej nas perspektywie czasowej, plemiona anglosaskie były rozbite na wiele małych państewek. Tradycja mówi o siedmiu królestwach: Wschodniej Anglii, Kent, Mercji, Nortumbrii, Essex, Wessex i Sussex. W praktyce ich liczba była różna, ponieważ stale ze sobą walczyły, dzieliły się między synów wodza, tworzyły konfederacje, itd. Ponad granicami łączyła je wspólna kultura, język, oraz niezaprzeczalna przynależność do religii starogermańskiej. Dzielili między sobą mit założycielski, według którego to Boscy Bracia – Hengest i Horsa – poprowadzili zjednoczonych Anglosasów na podbój zamorskich krain. Ich kult nadal jest kontynuowany, m.in. przywracamy go do życia w religijności Polskiego Rodzimowierstwa Germańskiego. W tym wymiarze zasłuży sobie, prędzej czy później, na osobny artykuł. Anglosasi powszechnie czcili także Wodana, chociaż zapisywali i wymawiali jego imię przez „e” [stang. Woden – skrót stang. oznacza język staroangielski]. Jako duchowy zwierzchnik królów, dał on początek tamtejszym władcom: nawet panujący dzisiaj ród Windsorów wywodzi się genealogicznie prosto od Jednookiego Boga.
Przez pierwsze 200 lat obecności na Wyspach, Anglosasi byli poganami i pozostawili przez ten czas bogaty zasób treści religijnych, ustępujący jedynie Skandynawii (zamarznięte pustkowia niechętnie przyjmują nowinki, także na gruncie duchowym). Niestety nie budzą należnego im zainteresowania, ponieważ informacje na temat ich wierzeń są trudno dostępne i niejednorodne. Na terenie Anglii nigdy nie powstał odpowiednik skandynawskiej „Eddy” zbierającej mitologię rozbitych plemion w spójną narrację. Większość z niej pozostaje ukryta, jako aluzje między wierszami chrześcijańskich już tekstów, cytaty do nieistniejących już wytworów tradycji ustnej, oraz w tak prozaicznych dziedzinach jak toponimia. Mamy więc do czynienia z obfitym materiałem źródłowym, ale rozproszonym po nieoczywistych zakątkach ludzkiej myśli. Aby wyciągnąć stamtąd wnioski użyteczne dla współczesnych pogan, potrzeba będzie dużego nakładu pracy źródłoznawczej. Nikt nie powinien być skazany na studiowanie historycznych tekstów, aby pozyskać informacje potrzebne do prowadzenia dzisiejszej praktyki duchowej. Dlatego też chciałbym dołożyć cegiełkę do tego wysiłku, skromną bo skromną, której początkiem będzie niniejszy artykuł. Jeśli zechcecie czytać dalej moje wynurzenia, rzucimy razem światło na niedoceniane teksty Tradycji germańskiej. Zbadam je własnym aparatem naukowym, abyście Wy już nie musieli.
W pierwszej kolejności pragnę przedstawić poemat, nad którym medytowałem całymi latami, zanim wpadłem na odpowiednią konwencję interpretacyjną. Jak się okazuje, naukowi interpretatorzy doszli ostatnio do bardzo podobnych wniosków, więc szczęśliwie mogę przedstawić je za wsparciem artykułów współczesnego środowiska akademickiego. Proszę państwa, oto „Widsith”!

Hans Thoma, Grudzień. Wotan z wilkami, 1906 r.
Podróże śpiewaka
Narratorem jest scop, czyli anglosaski pieśniarz przechowujący tradycję ustną (odpowiednik skandynawskiego skalda czy celtyckiego barda). Poemat powstał w VI w., rozpowszechniany przez takich właśnie wędrownych artystów, natomiast do dzisiejszych czasów dotrwała wersja spisana 300 lat później na dworze chrześcijańskiego władcy, Alfreda Wielkiego. Ta została przekopiowana jeszcze później na zamówienie jednego z potomków i w takiej formie ostała się do dziś. Oznacza to, że pogański oryginał został nawet dwukrotnie przefiltrowany przez optykę świeżo nawróconych – czyli nad wyraz gorliwych – średniowiecznych ludzi pióra. Wpływ ten widać gołym okiem: nie znajdziemy tam żadnych łatwo rozpoznawalnych imion bogów, duchów, a jedynym oczywistym odniesieniem religijnym jest wzmianka o Bogu, wciśnięta na sam koniec narracji. Sama treść również wydaje się prozaiczna. Widsith [dosł. daleko-podróżujący] to imię podmiotu lirycznego, który w swojej opowieści wymienia nam długi katalog odwiedzonych krain i ważnych ludzi napotkanych po drodze. Treść przeplatają anegdoty, opisujące wizyty Widsitha na dworach sławnych germańskich władców. Większość ze 143 ocalałych wersów zajmują proste wyliczenia, utrzymane w takim duchu:
„Byłem pośród Saracenów i pośród Chińczyków,
byłem pośród Greków, między Finami, oraz z Cezarem [w Rzymie]”
Sam tekst jest pasjonującym źródłem historycznym. Pojawia się tam pierwsza wzmianka o ziemiach polskich jako integralnej całości [stang. Wistlawudu, czyli „puszcza nadwiślańska”] i pierwsze użycie słowa „wiking” [stang. Wicinga]. Doskonale ukazuje horyzont geograficzny ówczesnych ludzi, np. przywołany fragment świadczy, że byli świadomi istnienia Chin. Tymczasem próby identyfikacji rozlicznych nazw własnych, plemion oraz osób, od pokoleń spędzają sen z powiek historykom. Wszystko to jest na swój sposób ciekawe, ale nie ma nic wspólnego z religią, dlatego pozostanie na boku naszych rozważań. Prawdziwie istotne są tutaj, moim zdaniem, rzeczy widoczne gołym okiem.
Główny bohater jest nieśmiertelny. Według opowieści bywał wśród Asyryjczyków, podróżował razem z biblijnymi Hebrajczykami, poznał Cezara, Huna Attylę i rozmaitych władców współczesnych twórcom. Przemierzył Chiny, Indie, Persję, Egipt, itp. dalekie kraje, sięgając znacznie dalej, niż ówczesny człowiek byłby w stanie. Nawet najbogatsi przywódcy państw nie pozwoliliby sobie na tak dalekie podróże, nie wspominając o pieśniarzach Wskazuje to, że dysponuje zasięgiem i możliwościami, niedostępnymi dla zwykłego śmiertelnika. Chociaż odwiedza dwory królów, którzy podejmują go „pożądanymi skarbami” [stang. mynelicne maþþum], to wciąż błąka się po świecie na kształt żebraka. Kim był imć Widsith, ten wieczny włóczykij, poeta ceniony przez możnych tego świata?
Powyższe przesłanki dają podstawy by stwierdzić, że prawdziwym bohaterem poematu jest Wodan. To bóg władców, czczony przede wszystkim przez elity społeczne. Jest źródłem inspiracji poetyckiej, patronem śpiewaków i najlepszym spośród nich. Podróżuje po naszym świecie, udając starego włóczęgę, by pod tą postacią sprawdzać ludzką gościnność. Nie trzeba też dodawać, że jako bóg nieśmiertelny a niematerialny, bez trudu mógł znaleźć się tak odległych miejscach i czasach. Przybliżenie dalszych dowodów tylko umocni tę koncepcję, toteż pozwolę je sobie wymienić, idąc krok po kroku przez poplątane wątki utworu.
Pierwszym jest samo imię narratora, którego etymologię zawarłem już wyżej w nawiasie kwadratowym. Nie pojawia się ono nigdzie indziej i nie znajduje analogii imiennictwie żadnego z języków germańskich, co może wskazywać, że ludzie zwyczajnie nie nazywali tak dzieci. Widsith może być zatem pseudonimem artystycznym, rodzajem przechwałki odnośnie rozległości dróg przebytych przez pieśniarza. Z drugiej strony, znamy imiona Wodana, których przekaz jest porównywalny: Farmogudr, Fraridr, Gangradr, Vegtam, Gangleri oraz Vafudr. Oznaczają kolejno wzmacniającego podróż (cokolwiek miałoby oznaczać), wyruszającego w drogę, doradcę w podróży, oswojonego z drogą i po prostu wędrowca (ostatnie dwa). Wszystkie odnoszą się do sfery wędrówek i także nie były wykorzystywane jako imiona osobowe po chrystianizacji. Podejrzewam więc, że mogły pełnić podobną funkcję.
Analogiczny proces dotyczył moim zdaniem również Scillinga, czyli tajemniczego towarzysza u boku Widsitha. Ktokolwiek nosi to dziwne imię, oznaczające „ryczącego” [por. ang. shrill], nie ma własnych kwestii ani nawet słowa opisu, pełni jednoznacznie pomocniczą funkcję wobec protagonisty. Śpiewa, przemieszcza się, występuje i przyjmuje gościnę razem z nim. Zdaniem uczonych jego imię może równie dobrze opisywać drugiego śpiewaka występującego w duecie, akompaniatora muzycznego, jak też harfę którą Widsith nosi przy boku. Skandynawskie tłumaczenia tego wyrazu (Hjordr, Hvedrungr, Eyludr) to imiona Wodana. Drugie z nich bywało też wykorzystywane do określania jego towarzysza Luko [skand. Loki].
Pierwszym celem wizyty Widsitha jest Ermanaryk, król Gotów rządzący terytorium między dzisiejszą Ukrainą a Rumunią. Znany ze swojego autorytetu oraz okrucieństwa, był kreowany przez tradycję ustną na modelowego czciciela Wodana. Swoich wrogów ofiarował przez powieszenie, aby nasycić tym Boga Wisielców. Widsith nazywa go wiarołomcą [stang. waerloga, stąd późniejsze „warlock” czyli czarnoksiężnik] oraz „wściekłym” – co dopełnia obrazu, zgodnie ze wszelkimi stereotypami dotyczącymi wodanistów. Przy pierwszym spotkaniu protagonista przyprowadza ze sobą damę imieniem Ealhhilda, którą to Ermanaryk bierze za żonę. Tutaj anegdota się urywa, ale znajduje zakończenie w skandynawskich i gockich wersjach tej samej opowieści: „najpiękniejsza z kobiet” zdradziła swojego męża, który za karę brutalnie ją zamordował. W odpowiedzi sam zginął od ciosów jej braci, a królestwo upadło wraz z nim. Tajemniczy wędrowiec sprowadził zgubę na kraj Gotów.
Następnie wzmiankowana jest historia duńskiego króla Hrodgara i jego bratanka Hrodulfa. Widsith był obecny, gdy dwaj panowie toczyli krwawe zatargi plemienne ze swoimi sąsiadami, zwalczali najazd wikingów, ścierali się z germańskimi Longobardami. Tak jak Wodan, podmiot liryczny pojawia się w miejscach wielkiego rozlewu krwi, obserwuje bitwy w poszukiwaniu bohaterów. Bóg oczywiście ściąga ich dusze z pola bitwy, aby zasilić żołnierzem swoje nieumarłe wojsko. Potrzebuje go, aby stanąć do walki ze złem w dniu końca świata. Widsith tego nie robi, on „zbiera bohaterów” w innym rozumieniu. Tworzy bowiem listę, której część wyjawia na łamach poematu:
„Poszukiwałem Hethki i Beadeki, i Herelingów,
poszukiwałem Emerca i Fridli, oraz Ostrogotów,
starego i wybitnego ojca Unweny,
poszukiwałem Sekki i Bekki, Seafoli oraz Teodoryka, […]”
W późniejszej części narrator wymienia imiona wojowników, niektórych znanych z germańskiej tradycji ustnej. Dla odbiorcy tekstu było jasne, że ludzie ci są już martwi od lat, umarli śmiercią waleczną lub tragiczną. Drugą z wymienionych powodował przynajmniej czasami Wodan, który przyspieszał śmierć śmiałka, aby szybciej zobaczyć go w swoich szeregach. Poloru dodaje fakt, że Anglosaskie słowo „secan” [tu po odmianie w formie „sohte”] które przetłumaczyłem jako „poszukiwałem” jest tak naprawdę wieloznaczne. Faktycznie może oznaczać szukanie, ale też nawiedzenie (wizytę) bądź atak. Tak przedstawione, może być swobodnie interpretowane jako przechwałka boga, który odszukał dzielnych mężów i zadowolony wymienia, których dodał do swojej kolekcji.
Widsith nie kończy opowieści o Hrodgarze i Hrodulfie, ale jej całość możemy poznać w najsławniejszym wytworze kultury Anglosasów, czyli „Beowulfie” (podobnie jak w szeregu skandynawskich sag powstałych równolegle wśród ludów północnogermańskich). Po udanych bitwach, na ich rodzinę spadły kolejne nieszczęścia. Ich ziemie nawiedziły potwory, Hrodgar ginie zabity przez krewniaka, Hrodulf morduje dzieci stryja aby przejąć ich schedę, zaś ich rodowa siedziba Heorot zostaje porąbana na kawałki i podpalona. Tutaj także wędrowiec zdaje się nawiedzać ród skazany na straszny los.
Później w treści utworu, Widsith gości na dworze króla Burgundów Gundahara – jednego z bohaterów Pieśni o Nibelungach, dzielnego wodza, ostatecznie zamordowanego przez własną siostrę w konflikcie o skarb. Następnie wędrowiec odwiedza władcę Longobardów imieniem Alboin, znanego jako zdobywca niemalże całych Włoch, ostatecznie zabitego na zlecenie swojej żony. Dla porównania nie gości ani przez jedną noc w domostwie Króla Anglów Offy… który dożywa późnej starości i nie spotyka go żadna tragedia. Nie wchodząc w szczegóły, odwiedziny Widsitha są dla władcy wielkim zaszczytem, ale w dalszym rozrachunku niosą fatum nieuchronnej śmierci. Idealnie wpasowuje się to w kontekst literacki, gdzie w ówczesnej twórczości skandynawskiej, taka sama formuła dotyczy objawień z udziałem Wodana. Tam również bóg ukryty jest pod sugestywnymi imionami, lecz nie zostaje nazwany wprost. Nornagests Thattr, saga o św. Olafie, Gesta Danorum, Remundar Saga Keisarasonar, Haralds Saga Hringsbana i parę innych dzieł (w tym również sięgające tego okresu baśnie germańskie, rozpowszechnione od Islandii po Niemcy) zawierają w sobie analogiczną figurę wędrowca. W ostatniej z wymienionych, tajemnicza postać nosi m.in. imię Vidfórull, oznaczające dokładnie to samo, co Widsith.
Dla średniowiecznego, wykształconego czytelnika, tego rodzaju odniesienia do Wodana były raczej jasne i nie wymagały dodatkowego wyjaśnienia w treści. Taki stan rzeczy był nawet wygodniejszy, bo nie przykuwał uwagi nadgorliwych chrześcijan, których mogło razić wspominanie starego boga po imieniu. Wspomniani we wstępie Brytoni zastosowali analogiczną strategię dla postaci skądinąd bardzo do Wodana podobnych – wielkiego barda Taliesina i czarodzieja Merlina. O nich również pisano historie w tonie takim jak Widsith, co świadczy o pewnym rozpowszechnieniu tego gatunku w Europie Północnej.
Ostatnim tego sortu argumentem, dość luźnym, ale wspierającym moją tezę o tożsamości Widsitha, są tzw. ustępy mądrościowe. Dwukrotnie narrator oddala się od wyliczeń i przechwałek, aby zamiast tego przekazać słuchaczom swoje nauczanie. Mówi:
„Słyszałem o wielu ludziach, którzy plemionami rządzą.
Każdy książę musi żyć, według swojego obyczaju,
każdy dziedzic zarządzać swoją ojczyzną,
jeśli chce by jego dziedzina zakwitła.
[…]
Kto chciałby stać się sławnym wśród wielu,
by nabrać autorytetu, nim wszystko przeminie,
światło nasze i wspólny czas życia,
ten niech dba o swoje dobre imię.”
Tekst zawiera też kilka wersów o charakterze na wpół mądrościowym, ale tutaj mamy porady do dyspozycji porady mędrca wyłożone w czystej formie. Sam układ tekstu, podobnie jak jego ponadczasowe znaczenie, nie wyróżniałyby się wcale na kartach skandynawskich Pieśni Najwyższego (gdzie Wodan przemawia głównie w takim tonie). Wtrącenie ich do wierszowanej „anegdoty podróżniczej” mogło służyć jako dodatkowa wskazówka, kto mówi, przeznaczona dla szczególnie niedomyślnych czytelników – lub jako pozostałość po tradycji ustnej, gdzie często wkładano w usta Wodana słowa, które dana kultura uznawała za najbardziej wartościowe i warte zapamiętania.

Ilustracja przedstawiająca Wodena jako praprzodka królewskich rodów, księga „De primo Saxonum adventu”, Anglia, 1150 r.
Katalog królów
Najnudniejsza część tekstu, czyli suchy spis władców i ich plemion, również zawiera w sobie interesujące materiały. Część wymienionych jest znana głównie z mitologii germańskiej, być może historycznie wcale nie istniała. Tak byłoby w przypadku Kaleva jako protoplasty Finów, Wade’a na czele Helsingów, Billunga rządzącego Wernami, bądź Bekki z Brondingów. Wymienione plemiona mogły się z dużą dozą pewności odwoływać do takich protoplastów, podobnie jak Polacy mogą wspominać Lecha czy Piasta Kołodzieja, zaś Żydzi Abrahama.
Elity plemienne Germanów, często wywodziły swoje pochodzenie od Wodana, który miał dzięki temu sprzyjać swoim domniemanym potomkom. Dlatego też wymieniając legendarnych „wielkich wodzów” jak czyni to Widsith, przynajmniej kilkukrotnie napotykamy na rozmaite imiona Jednookiego. Sądzę, że warto będzie je omówić po kolei, ponieważ są to wystąpienia wystarczająco dobrze zakamuflowane, by umknęły uwadze uczonych przez stulecia:
- „Heoden władał Glommami” – imię oznacza po staroangielsku kaptur lub płaszcz ukrywający tożsamość, zgodnie z wizją Wodana jako zamaskowanego. U innych Germanów odpowiedniki tego słowa pojawiają się jako człony nazewnictwa opisującego bractwa wilkołaków [np. frankijski Wolf-hetan, skandynawski Ulf-hednar]. Tego rodzaju stowarzyszenia najprawdopodobniej czciły Wodana, stąd osobiście przypuszczam, że ich stroje rytualne mogły odwoływać się do mrocznego kaptura tego boga. Glommowie tymczasem, jeśli w ogóle istnieli, byli nieistotnym plemieniem gdzieś na obrzeżach znanego świata;
- „Markolf władał Hundingami” – postać Markolfa pojawiła się w tradycji staroangielskiej jako jedna z wielu prób zatuszowania obecności Wodana. Jego imię to bastardyzacja rzymskiego Merkurego, który trafił na wczesnośredniowieczne Wyspy w zniekształconej formie Mercol [stamtąd do stang. Mearchealf]. Na gruncie translacji religijnej, popularnie utożsamiano Wodana z Merkurym, przez co m.in. łacińskie dies Mercurii przemieniło się u Anglosasów w Wednsday [dosł. Dzień Wodana]. O tymże zjawisku chętnie opowiem kiedyś, przy okazji omawiania dialogu „Salomon i Markolf”.
Nie przeszkodziła w niczym ludowa etymologia, która tłumaczyła sobie Markolfa jako mearc-wulf, czyli „wilka pogranicza”. Ten wariant pasuje równie dobrze, kiedy dostrzeżemy rolę Wodana jako boga znanego z przekraczania wszelkich granic, patrona obrzeży świata cywilizowanego, związanego na wiele sposobów z wilkami. Jego ludem są tutaj Hundingowie, czyli „synowie psów”. Dla odbiorcy staroangielskiego słowo to oznaczało „wilkołaki” (jako dawne bractwo wojowników, czarowników zdolnych do przemiany w psowate, lub odległe pogańskie ludy o psich głowach). To kolejny związek na tej linii, zresztą nieostatni; - „Thyle władał Rondingami” – tutaj imię fikcyjnego władcy jest banalnie proste do odczytania. Była to funkcja dworska pośród Anglosasów oraz Skandynawów. Thyle opiekował się tradycją ustną ludu, pełnił funkcje bezpośredniego doradcy władcy oraz błazna wytykającego mu błędy w majestacie prawa. W szerszym rozumieniu słowo to oznaczało „mędrca” bądź „mówcę”. Skandynawskim odpowiednikiem thulr, nazywa się również Wodana, podobnie jak licznymi epitetami, które dzielą z tym słowem znaczenie (i.e. przedstawiając go jako posiadacza wielkiej wiedzy, najlepszego doradcę). Słowo to nie występuje jako imię osobowe, zaś Rondingowie oznaczają bliżej nieokreślonych „tarczowników”. Tym razem skutecznie wiąże się to z domeną Wodana jako bogiem wojny i rozlewu krwi, dodającego swoim wyznawcom ślepego szału, przez który „gryźli własne tarcze”;
- „Helm władał Wulfingami” – władcę przezwano tutaj imieniem oznaczającym „hełm” (w staroangielskim rozumieniu było to każde nakrycie głowy zasłaniające twarz), co ponownie odwołuje się do wizji Wodana zamaskowanego. Jego lud to „synowie wilków” co już bezpośrednio sugeruje bractwo wilcze lub bardziej fantazyjne stwory. Istniał w Skandynawii klan o tej samej nazwie, dobrze znany Anglosasom, jednak jego etymologia wypływała najpewniej z tego samego źródła;
- „Wald władał Wohingami” – Wald to znowu opis funkcji, nie imię żadnej konkretnej osoby. Oznacza „władającego” (niewątpliwie słuszny epitet dla Króla Bogów) i w interesującym nas okresie nie było nadawane osobom prywatnym. Po chrystianizacji, adresowano tak chrześcijańskiego boga. Tutaj jednak, panuje on nad ludźmi, których dobry pasterz raczej by odtrącił! Wohingowie oznaczają „lud złych/oszustów/winnych”. Idąc w interpretacji za germanistą Raymondem Chambersem, oznaczałoby to po prostu przestępców (względnie banitów, wygnańców, itp. wyrazy bliskoznaczne dla ówczesnego czytelnika). Wodan ponownie przychodzi nam w sukurs, bo faktycznie, nazywa się go Bogiem Więźniów, Bogiem Wisielców, wyzwalającym z opresji patronem wszelkiej maści szachrajów. Jednocześnie musimy mieć na uwadze, że „wald” jako zwyczajny rzeczownik, może znaczyć po prostu „las” i to również miałoby wiele sensu w kontekście całości. Las rzeczywiście był w średniowieczu domeną łotrów, Robin Hoodów anglosaskiej prowincji. Może nawet taka dwuznaczność była zamierzona przez poetę?
- „Wod władał Tyringami” – najprostsze imię do identyfikacji, gdyż jest po prostu inteligentnym skrótem od pełnego imienia Wod-en. Oznacza „szał” [por. niem. Wut] i dlatego nikt o zdrowych zmysłach nie nadałby go swojemu dziecku. Natomiast „Tyringowie” to rzeczywiście istniejące plemię Turyngów, założycieli niemieckiego landu Turyngii;
- „Holen władał Wrosnami” – to imię oznacza „ostrokrzew” i nie było wykorzystywane do nazywania osób. W kulturze germańskiej było to drzewo o pewnym znaczeniu religijnym. Wiązano je symbolicznie z zimą (od wczesnego średniowiecza tworzono z niej dekoracje na Boże Narodzenie bądź pogańskie Jeula), a ponieważ było zimozielone i piękne, przypisano mu właściwości lecznicze. Było „drzewem czarownic” a równocześnie symbolem Chrystusa jako cudotwórczego uzdrowiciela. Biorąc pod uwagę taki związek znaczeniowy, oraz towarzystwo pozostałych teonimów wymienionych na liście, możemy przypuszczać tożsamość owego „Króla Ostrokrzewu”. Co ciekawe, germańska tradycja ludowa (angielska, skandynawska oraz bawarska) zna postać o takiej nazwie. Był to według wierzeń władca zimy, który zyskiwał przewagę nad reprezentującym lato Królem Dębu, wraz ze zmianą pór roku. Następnie rzecz jasna ją tracił i tak też cykl się zamykał. Jego wizerunek jako brodatego, jowialnego starca przynoszącego Święta, zlał się później z wyobrażeniami nt. Świętego Mikołaja. Wszystko to zbiega się z rolą Wodana jako Ojca Świąt [Zimowych];
- „Alewih władał Duńczykami” – ostatnie odszukane przeze mnie imię, okazało się też najbardziej skomplikowane. Alewiha można rozumieć na najróżniejsze sposoby: jako wszech-uświęcającego, święty napój [ang. ale], świętą kaplicę, napój walki [krew?], bądź waleczną kaplicę. Szczęśliwie, nie muszę wybierać między tymi interpretacjami, gdyż każda z nich przywodzi na myśl Wodana. Ten właśnie bóg jest praofiarnikiem, który nadał światu świętość i czary, jest właścicielem świętego Miodu Poezji, znany jest jako budowniczy uświęcający pogańskie kaplice, zwadźca wywołujący rozlew krwi między ludźmi i krwią się karmiący. Imię Alewiha nie jest wzmiankowane nigdzie indziej, a mnogość jego znaczeń uważam wręcz za atut w optyce mojej teorii.
Pozostałe dziesiątki wersów, nie przynoszą nam żadnych nowości. Wydają się być ugruntowane w historii lub kulturze starogermańskich sag heroicznych. Mimo to, odnalezienie pośród nich aż ośmiu dotychczas pominiętych nazw, wciąż uważam za duży postęp. Jak się tam znalazły? Prawdopodobnie w VI w. było ich więcej lub bardziej oczywistych, ale tylko te przetrwały dwie chrześcijańskie redakcje. Literaci przy spisywaniu poematu, nie mieli głowy do zagłębiania się w znaczenia słów na poziomie takim jak my. Zresztą, były one już przykurzone chrystianizacją, być może powtarzane przez samego poetę bezwiednie.
Istniało kilka przedziałów czasowych, kiedy mogły być wykorzystywane. Możliwe, że rozmaite grupy ludzi (także te, które dzisiaj z braku danych uważamy za fikcyjne) uznawały Wodana za swojego praprzodka, tak jak czyniły to rody panujące. Mógł być też bogiem plemiennym, rozumianym w tym wypadku jako „nieśmiertelny władca i honorowy przodek wszystkich członków” – co wyjaśniałoby położenie Turyngów i Duńczyków. Każda grupa nazywała go po swojemu, aby przypadkiem nie insynuować, że jest to ten sam bóg, co u sąsiada. Tak było zapewne w przypadku Gotów, czczących Wodana pod imieniem Gauta. Powtórzenie tego samego schematu wśród innych grup, byłoby zdecydowanie na miejscu.

Artur Rackham, Kuglarz i Podróżnik, 1911 r.
Podsumowanie
Rozebrany na części pierwsze, Widsith odsłonił przed nami swoje liczne tajemnice. Na pewno nie wszystkie, ale wystarczająco wiele, abyśmy odeszli z placu boju przynajmniej usatysfakcjonowani. Tekst ledwie znany, wykorzystywany głównie do nauki geografii historycznej, miał w swoich trzewiach wiele użytecznych informacji. Tak jak bóstwo którego dotyczył, skrywał fontannę mądrości pod maską i ubogą powierzchownością. Aby nie przedłużać, podsumuję tutaj, czego się dowiedzieliśmy.
Podmiotem lirycznym staroangielskiego poematu „Widsith” jest figura wodaniczna. To przebranie dla bóstwa, raczej zapomniane na etapie spisywania tekstu przez chrześcijan, ale wciąż pozwalające rozpoznać pierwowzór przy bliższym poznaniu. To wspaniały pieśniarz, odwiedzający dwory wybitnych wodzów, skazanych na tragiczny koniec. Gdziekolwiek się pojawi, tam rozpoczyna rozlew krwi, konflikty plemienne, zatargi o pieniądze. Podróżuje on przez kraje i dzieje w poszukiwaniu odważnych bohaterów, wcielając ich po śmierci do swojej świty. Bywa określany jako mędrzec i faktycznie, przy sposobności dzieli się swoją mądrością ze słuchaczami. W jego opowieści przewijają się rozmaite imiona, które przy odrobinie optymizmu mogą być uznane za staroangielskie imiona Boga-Wisielca. Widsith, kimkolwiek by był, ma w sobie coś ze sztuki poetyckiej na poziomie bardziej abstrakcyjnym. Jego pieśń jest nieśmiertelna, sięga na cztery strony świata, ma tyle oblicz co śpiewaków, poznała wszelkich bohaterów, ludy i kraje, zna wszystkie języki. Tak samo jak Wodan, który jako bóg właściwie jest pieśnią. Zjawiskiem żywym tak długo, dopóki komuś chce się o niej mówić, poznawać od podszewki, przerabiać i ubierać w nowe ciuszki. Jest płynny jak rtęć [ang. mercury] i tyleż przewrotny. Od której strony go nie podejść, tam ujawnia odmienne kolory, odkrywa kolejne stronice ze swojej przepastnej domeny. Oto jego naturą, tak jak naszą jest ciekawość, nakazująca nam drążyć głębiej i głębiej, odsłaniając jego sekrety. Tekst po tekście, jeden po drugim.
Bibliografia
Zacytowane fragmenty „Widsitha” w tłumaczeniu wolnym, opierając się na:
http://www.rado.sk/old_english/texts/Widsith.html
https://en.wikisource.org/wiki/The_Oldest_English_Epic/Chapter_5/Widsith
https://oldenglishpoetry.camden.rutgers.edu/widsith
Główne źródła:
Chambers Raymond, Widsith. A study in Old English heroic legend, Cambridge 1912.
Cole Richard, When Did the Wandering Jew Head North?, Scandinavian Studies 2015, t. 87, nr 2.
Johnson-McCauley India, „Widsith came to talk”. Preservation of the Scop within Old English Poetry, Honors College Theses 2024, nr 940.
Latham Gordon, Widsith and Vidforull, Notes and Queries, 5.09.1886.
Neidorf Leonard, Woden and Widsith, English Studies 2022, nr 108.
Schlauch Margaret, Widsith, Vithforull and some other analogies, PMLA 1931, t. 46, nr 4.
Źródła tematyczne:
Laskowski Maciej, Od „Widsith” do „Pieśni o Wiklefie”. Przykłady średniowiecznych zabytków kultury łączących Polskę i Anglię, Scripta Neophilologica Posnanensia 2022, t. 22.
Smith Hugh, Theodric in Widsith and the Rók Inscription, The Modern Language Review 1931, t. 26, nr 3.
Malone Kemp, Widsith and the Herevarsaga, PMLA 1925, t. 40, nr 4.
Maring Heather, Bright Voice of Praise: An Old English Poet-Patron Convention, Studies in Philology 2011, t. 108, nr 3.
Eliason Norman, Two Old English Scop Poems, PMLA 1966, t. 81, nr 3.
French W. H. (?), Widsith and the Scop, PMLA 1945, t. 110, nr 3.
Anscombe Alfred, The Historical Side of the Old English Poem of „Widsith”, Transaction of the Royal Historical Society 1915, t. 9, nr 1.
Niles John, The Myths of the Anglo-Saxon Oral Poet, Western Folklore 2003, t. 62, nr ½.
Lawrence William, Structure and interpretation of „Widsith”, Modern Philology 1906, t. 4, nr 2.
Maring Heather, Signs that sing. Hybrid poetics in Old English verse, Gainesville 2017.
Ward Elinor, Woden’s Medieval Afterlives, Oslo 2021.
Rowsell Tom, Woden and his Roles in Anglo-Saxon Royal Genealogy, Londyn 2013.
Ayaz Fevzi, From God to Profenitor. The Figure of Woden in Pagan & Early Christian England, [w:] International Symposium on Mythology, Ardahan 2019.
Mortimer Paul, Woden’s Warriors; warfare, beliefs, arms and armour in Northern Europe during the 6th and 7th Centuries, Malvern 2024.
Ryan John, Othin in England. Evidence from the Poetry for a Cult of Woden in Anglo-Saxon England, Folklore 1963, t. 74, nr 3.
Meaney Audrey, Woden in England: a Reconsideration of the Evidence, Folklore 1966, t. 77, nr 2.
Leslie Whitbread, Widsith and Scilling, Notes and Queries, 13.03.1943.