Przeżytki starogermańskie wśród Słowian Nadbałtyckich, cz. 1

Alfons Mucha, Uroczystość Świętowita na Rugii, Praga 1928.

Zapomniani krewni

Ludy słowiańskie powstawały i dojrzewały w sąsiedztwie swoich germańskich krewnych, którzy, bardziej zaawansowani społecznie, byli dla nich czymś w rodzaju starszego rodzeństwa. Zawsze o stopień wyżej w mozolnym procesie budowania cywilizacji, stanowili dla naszych dalekich praprzodków wzór do naśladowania, obiekt zazdrości, a często jedyny pozytywny punkt odniesienia w gąszczu innych, znacznie dzikszych plemion. Kiedy tylko Słowianie stali się (kontrowersyjnie) zauważalni w badaniach archeologicznych, już wtedy wzorowali wytwory swojej kultury na twórczości Gotów, zamieszkujących tereny od granic dzisiejszej Polski po Morze Czarne. Wywarli na nas swoje piętno, zwłaszcza językowe. Później przez wieki, chętnie identyfikowaliśmy się z Wandalami (niektórym środowiskom nie przeszło to do dzisiaj), zamieszkującymi obecnie nasze terytoria w starożytności. Wzorcowym modelem rozwoju dla powstających państw słowiańskich były rosnące w siłę Niemcy, Austria i kraje nordyckie. To rzecz istotna także dla pielęgnowanej przez obie grupy religijności, powiązanych ze sobą bliżej, niż wskazywałaby zwyczajna bliskość ludów indoeuropejskich. Sądzę, że udało mi się udowodnić to wyczerpująco już w poprzednich tekstach z serii Germania Slavica.

Strefą najznaczniejszego przenikania się ludów, był zachodni kraniec Słowiańszczyzny. Obecne, a do niedawna sporne, pogranicze polsko-niemieckie było niegdyś domem pasjonujących ludów – Słowian Połabskich i Pomorskich, po których ocalały do dzisiaj tylko maleńkie mniejszości (odpowiednio Serbołużyczanie oraz Kaszubi). Pierwsi przybyli na te tereny z praojczyzny Słowian, począwszy od VI w. n.e., ale poważne zadomowienie się zajęło im jeszcze przynajmniej 200 lat. Ziemie te były wyludnione wskutek Wielkiej Wędrówki Ludów, a mieszkający tam Germanie (m.in. plemiona Rugiów, Lemowiów i Warynów) chętnie przyjęli kulturę słowiańską. Była prostsza i bliższa naturze, co okazało się wielkim atutem na pustkowiu, gdzie opuszczone osady zarastały już puszczą (!). W ten sposób Słowianie opanowali terytorium późniejszego NRD oraz północnej Polski, przez co znaleźli się w krzyżowym ogniu między dwoma dynamicznie rozwijającymi się centrami kultury germańskiej: pogańskimi jeszcze Niemcami, a Skandynawią epoki wikingów. Przez kolejne 400-500 lat, trwała konkurencja między tymi żywiołami, zakończona porażką nadbałtyckich Słowian: chrystianizacją i niemal całkowitą germanizacją. Walka ta zawierała w sobie nie tylko porażki, ale i chwalebne epizody naszych pobratymców. Dokonali wtedy imponującej ekspansji terytorialnej, przejściowo zasiedlając m.in. największe wyspy Danii, duży obszar szwedzkiego wybrzeża, oraz północną Bawarię, znaną przez archeologów jako Bavaria Slavica. Przez około stulecie [XII w.] zdominowali piractwo na morzu bałtyckim, wyprzedzając w tej kwestii sławnych skandynawskich wikingów. Tamtejsi berserkerzy postrzegali szaleńczych, słowiańskich wojowników plemiennych jako równych sobie, godnych przeciwników.

Nie oznacza to bynajmniej, że wszelkie interakcje między naszymi ludami miały nad sobą fatum walki na wyniszczenie! Au contraire, konflikty w czasach pogańskich były efemeryczne; przed nadejściem chrześcijaństwa łączyły nas stulecia dość pokojowego współżycia i wymiany myśli, które nie poszły na marne. Wiedzą o tym badacze kultury materialnej, notujący olbrzymi progres w rozwoju Słowian Połabia i Pomorza, oraz historycy, którzy mogą stwierdzić to samo nt. Niemców. Nieprzypadkowo punkt ciężkości państwa przeniósł się ostatecznie do założonego przez Słowian Berlina [połabskie berl oznacza bagno]. Podobnie niejednoznaczne przenikanie, nastąpiło w sferze religijnej, składając się na „plecionkę” której rozszyfrowanie okazało się zadaniem karkołomnym. Przede mną, mało kto w ogóle obrał je za temat badawczy, zazwyczaj poprzestając na wzmiance w rodzaju „wzajemne wpływy były duże” i nie roztrząsając spraw głębiej. Na łamach niniejszego tekstu wyjdziemy niejako przed szereg, podsumowując wszystko co wiemy na temat duchowych związków germano-słowiańskich w omawianej strefie kulturowej.

Andriej Szyszkin, Żiwa, Moskwa 2016.

Bogowie pogranicza

W dwunastowiecznej angielskiej kronice, autorstwa Orderyka Witalisa, wzmiankowani są Słowianie ze związku plemiennego Luciców. Ich zbrojni wzięli udział w walce o władzę nad Brytanią, toczoną pomiędzy Wilhelmem Zdobywcą a Swenem II z Danii. Autor pisał o nich tak:

Ludny to naród, choć nadal zgubiony w błędach pogaństwa. Nie zna prawdziwego Boga i tkwiąc w ignorancji, niczym mysz w pułapce, czcił Godena, Thura i Freę [łac. Guodenen et Thurum Freamque] – fałszywych bogów, albo raczej demony.”

Już tak skromna informacja wyjawia nam wiele na temat wierzeń Słowian Nadbałtyckich. Orderyk spisywał wydarzenia będące w świeżej pamięci jego otoczenia i posiadał dostęp do zewnętrznych informatorów z całej Europy. Przez to uznajemy go za bardzo wiarygodnego obserwatora okresu, którego dotyczy ten cytat. Nietrudno odczytać, że w tym tekście wymienia, choć w dziwnym zapisie, trzy najważniejsze bóstw panteonu germańskiego: Wodana, Thunara i Friję. Czy opisani Słowianie faktycznie ich czcili? Trudno powiedzieć. Specyficzny zapis dwóch z wymienionych imion, Goden i Frea, Orderyk zapożyczył z wczesnośredniowiecznego „Origo Gentis Langobardorum” opisującego początki plemienia Longobardów. Więcej wątpliwości budzi tutaj Thur. Taki zapis teonimu jest charakterystyczny dla wikingów (Waregów) kolonizujących tereny Rusi, co znajduje poświadczenie w tamtejszych inskrypcjach runicznych oraz piśmiennictwie. Niewykluczone zatem, że do Słowian Połabskich również dotarł taki wariant nazwy. Biorąc pod uwagę specyfikę kultu Peruna na całej Słowiańszczyźnie, skłaniam się do uznania tego świadectwa za autentyczne: Lucice mogli czcić boga piorunów, którego nazywali imieniem Tur, być może obok głównego imienia rekonstruowanego jako *Peren. To jednak tylko moja teoria. Co konkretnego możemy ustalić na podstawie przekazu Witalisa? Lucice stawiali na czele swojego kultu boską trójcę, której członkowie byli rozpoznawalni jako odpowiedniki trzech najpopularniejszych bóstw germańskich. Nie był to, jak się zdaje, słowiański standard. Tego rodzaju „elita panteonu” powstała pod wpływem presji zewnętrznej – historiografia kilkukrotnie wysuwała propozycję, że miała to być pogańska odpowiedź na Trójcę Świętą, ale ja osobiście wysuwam tu na pierwszy plan inspirację germańskimi sąsiadami.

Analogiczna trójca pojawia się w źródle z tych samych czasów, „Kronice Słowian” autorstwa niemieckiego duchownego imieniem Helmold. Ten sprawował najpierw probostwo na Połabiu, konkretniej w miejscowości Bozów. Znał zatem doskonale sytuację w obu tych punktach, co dodaje mu powagi jako autorowi tekstu. Pisząc o Słowianach Połabskich pod rządami książąt Przybysława i Niklota:

„Najważniejszymi i najwybitniejszymi bogami byli Prone, bóg z ziemi oldenburskiej; Siwa, bogini Połabian, oraz Radigast, bóg z ziemi obodrzyckiej.”

Przyjrzyjmy się kolejno wymienionym bóstwom. Prone, zgodnie z ustaleniami paleografów, to zniekształcone imię Peruna. Inny fragment kroniki dodaje, że bóg ten był czczony za pośrednictwem świętych dębów, identycznie jak Thunar (jest to podobieństwo na płaszczyźnie indoeuropejskiej, wspólne wszystkim bogom gromu). Wszystko jednak wskazuje, że przed epoką wikingów był to bóg drugorzędny, może nawet zapomniany. Topory Peruna pojawiają się jako artefakty pod wpływem skandynawskim, kalkując młoty Thunara (ewidentnie powstają na wybrzeżu Bałtyku oraz na Rusi, skąd z upływem czasu trafiły na południe). Przejawy jego kultu wysokiego, tj. ze świątyniami i kapłanami, widoczne są jedynie na terenie Połabia oraz Rusi. Jak przekonamy się w dedykowanym artykule, nasi wschodni krewni ożywili kult tego bóstwa pod jednoznacznym wpływem skandynawskim (drużyny pierwszych Rurykowiczów). Terytoria bardziej oddalone od Germanii, zachowały wspomnienie Peruna jedynie na najbardziej archaicznym poziomie języka oraz toponimii. Tymczasem w strefie pomorsko-połabskiej, możemy odnaleźć jeszcze kilka, pomijanych zazwyczaj przesłanek na germańskie pochodzenie kultu.

Imiona bóstw, wiązanych przez slawistów z Perunem (jako jego aliasy, epitety, warianty, według odważniejszych twierdzeń nawet synowie!) nieodłącznie są hybrydami powstałymi poprzez germano-słowiańską interakcję językową. Dla przykładu, zbiór bogów czczonych na wyspie Rugii:

  • Turupith – od wspomnianego wyżej, interesującego teonimu Thur. Analogicznie i w podobnym czasie, powstało imię estońskiego boga Tharapity, również kalka Thunara. Jeśli przyjąć tu hipotezę dr Michała Łuczyńskiego, końcówka „-pith” to nieudana islandzka próba oddania słowiańskiego „wit” którą omawiam już w poniższym punkcie;
  • Rinvit, Rugiaeuit, Porevit – pierwsze człony są słowiańskie, drugie zaś germańskie. „Vit” lub „uit” wywodziłoby się od prasłowiańskiego „vit-ędz” oznaczającego dzielnego wojownika. To zaś pochodzi od pragermańskiego „wikingaz” którego nie muszę chyba nikomu objaśniać… jako ciekawostkę dodam, że ewolucja tego słowa nie zatrzymała się w średniowieczu, stąd staropolskie słowa wiciądz i witeź, jako określenia wojowników. Od pierwszego pochodzi znane wszystkim słowo „zwyciężać”, drugie natomiast pozostaje w użyciu jako nazwa motyla;
  • Porenutius – drugi człon to germańskie „Nut”, tożsame m.in. z nazwą runy Naudiz.

Sam fakt, że połabsko-pomorskie twarze kojarzono z wikingami na poziomie lingwistycznym, świadczy o jakiejś świadomości jego pochodzenia. Należy jednak dodać, jako kontrargument, że sami skandynawscy łupieżcy podczas rajdów nie rozpoznawali w powyższych swoich bogów: być może dlatego, że w momencie pisania kronik byli już chrześcijanami (nie było w naszej części świata żadnego, pogańskiego dziejopisa)? Mógł się do tego przyczynić również styl w jakim Słowianie wykonywali podobizny bóstw, kojarzący się Duńczykom i Szwedom jednoznacznie negatywnie. Nad tym jednak pochylimy się w późniejszej części tekstu.

Marek Hapon, Rujewit-Jesień-Wyczerpanie, 2015 r.

Podobny argument jak wyżej, można wysnuć też odnośnie Radegasta. Bóstwo to pojawia się jedynie na Połabiu. Według najpopularniejszego wyjaśnienia, jego miano oznacza „Radego gościa” – osobę mile widzianą w domu, co przywodzi na myśl rozmaite epitety Wodana (m.in. Gość, Mile Widziany, Ślepy Gość, Życzony). Pierwszy człon imienia różni się w kilku istniejących zapisach (np. Radi-gast, Rada-gast, Redi-gast) co mocno utrudnia identyfikację jego pochodzenia. Słowiańskie wyjaśnienie wydaje mi się dość wiarygodne, ale równolegle warto rozpatrzeć też germańskie. Ów „Rad-” może wcale nie pochodzić od radości, lecz od „rady” [protogermańskie *redaz/*redą, staroniemieckie rat lub rad, staronordyckie rad]. Wtedy człon sygnalizowałby nam boga, odwiedzającego narady, istotną postać w społeczeństwie zarządzanym przez wiece plemienne. Takie wykorzystanie w nazewnictwie ma już swój precedens, choćby w imieniu króla Gotów Radagajsa. To zaledwie moja śmiała teoria, wysunięta jako alternatywa dla nieco zbyt pewnego siebie mainstreamu. Realnie podpisać mogę się pod germańską proweniencją zapisu „gast”. Zwyczajnie nie przystaje ono do potencjalnych, słowiańskich wyjaśnień: połabskich dust (!), gósć i hósć, ani pomorskiego gósc. To oczywiście niewystarczająca ilość danych, by uznać Radegasta za odpowiednik Wodana, ale najzupełniej wystarczająca by dostrzec w jego postaci inspirację z Germanii.

Ostatnią częścią trójcy jest arcyciekawa bogini, niejaka Siwa. Współcześni rodzimowiercy słowiańscy, entuzjastycznie rekonstruują jej nazwę jako „Żywa” lub „Żywia” co jednak nie znajduje potwierdzenia w źródłach. Zapisywano je w następujący sposób: Siwa, Siwe, Silue i Synna (dwa ostatnie dr Łuczyński rekonstruuje z błędów kopisty jako znacznie lepiej pasujące „Syeba” i „Sywa” –metoda budzi we mnie pewne wątpliwości, ale darowanemu koniowi…). Tylko na bardzo powierzchownym poziomie przypominają proponowane, słowiańskie rekonstrukcje; znacznie lepiej sprawdziłaby się tutaj adaptacja „Siła” lub wprost „Siwa” od koloru. W dialektach Słowian Nadbałtyckich pierwszy wariant brzmiałby Seła lub Syła. Drugi natomiast, Saiva, Sewa bądź Sywa. Osobiście opowiadam się za innym rozwiązaniem, ale powyższą dygresję pozostawiam w tekście jako propozycję dla praktyków religii słowiańskiej. Wywód od siły sytuowałoby boginię, być może jako małżonkę Peruna [por. wedyjską Śaci jako żonę Indry i Thrud jako córkę Thunara]. Tymczasem pochodzenie od białości, jasności, zbliżałoby ją koncepcyjnie do kręgów Białoboga, Baldura, itp. jaśniejących bóstw. Z dwojga propozycji, pierwsza podoba mi się bardziej.

Warto wspomnieć, że niezależnie od etymologii, pogańscy Słowianie spoza Połabia nie znali bogini o takim imieniu. Nie istnieją żadne wiarygodne przesłanki, aby była czczona nawet na zgermanizowanej mocno Rusi. Spośród wymienionych wyżej form paleograficznych, wszystkie pasują do imienia germańskiej bogini Sib, która dotarłaby do Słowian Nadbałtyckich pod skandynawskim imieniem Sif. Literkę „f” wymawiano często w staronordyckim jako „v” (nasze „w”), toteż wszystkie warianty byłyby mniej lub bardziej udanymi próbami dodania do zagranicznego słowa, słowiańskiej końcówki. Jej główne, a być może jedyne, centrum kultowe znajdowało się w Raciążu – dzisiejszym Ratzeburgu w Holsztynie, na ścisłym pograniczu historycznej Danii z ziemiami Słowian Połabskich. W takim niepewnym położeniu, istnieją też inne, trudne do eksplorowania opcje. Siwa mogła być kognatem imienia Sib, jeśli obie wyrosły z praindoeuropejskiego słowa *sebʰi lub *sebʰyo. Mogły też być całkowicie niepowiązane etymologicznie, a wciąż opisywać jedną postać – jeśli teoria o „sile” okazałaby się prawdziwa i obie byłyby żonami Gromowładnego. Jak często w takich przypadkach, metoda naukowa zawodzi. Definitywnej odpowiedzi może tu udzielić, moim zdaniem, tylko wyrocznia.

Rekonstrukcja słowiańskiej świątyni, X w., Niemcy (Gross Raden, Meklemburgia).

Runy Słowiańskie

Obie trójce, omówione w powyższej sekcji, mają jeden fundamentalny punkt wspólny. Są trójcami, czyli podzbiorem najważniejszych bytów, wyróżnionym na tle znacznie liczniejszego panteonu. Dokonanie takiego wyboru jest już zrębem aplikowanej teologii, która z kolei wymaga odpowiednio zaawansowanej organizacji świątynnej. Dopiero dekady nieprzerwanej praktyki w sprzyjających warunkach (stabilnej pozycji społecznej kapłanów, przyjaznych władz świeckich, dostępu do wyroczni i trwałych skarbów rytualnych) pozwalają kulturze odpowiedzieć na pytanie: „którzy bogowie stoją na podium”. Jak wszystkie nasze przypuszczenia odnośnie świata duchowego, te również są niedoskonałe. Jednocześnie już samo ich sformułowanie świadczy pozytywnie o postępach w myśli religijnej: wymaga oswojenia się z bogami i uświadomienia sobie ich płynnego statusu, a przy tym spełnienia rozmaitych warunków cywilizacyjnych, które zarysowałem powyżej. Na tym tle, trudno odmówić słuszności staroświeckiej historiografii religii, gdzie „ustanowienie hierarchii bogów” uznawano za jeden z wyznaczników przejścia od niższego etapu duchowości (animizmu, fetyszyzmu, totemizmu lub manizmu) do pełnoprawnego politeizmu. Twierdzenia o niższości tych systemów wierzeń trafiły do naukowego lamusa, żeby nie powiedzieć, że na śmietnik. Mimo to istnieje wyraźna korelacja, wedle której wraz z polepszaniem się organizacji społecznej, różnie definiowany prototeizm wierzeń pierwotnych ustępował miejsca politeizmowi. Zazwyczaj ukazywała się wtedy „elita bóstw” wspólnych w obrębie całej grupy etnolingwistycznej (np. Thunar i Wodan, czczeni przez wszystkich Germanów). Spadało natomiast znaczenie ich lokalnych konkurentów, heterodoksyjnych wariacji i bóstw plemiennych o ograniczonym zasięgu. Zdecydowanie nie należy tego rozumieć jako ujednolicenia! Dookoła wielu bogów z Dwunastki Olimpijskiej, członków semickiego Domu Ela czy boskich rodzin Wielkiego Stepu, wyrastały kulty zachwycające bogactwem i różnorodnością form. Dzisiejsze religioznawstwo najpewniej sklasyfikowałoby jako wyznania na łonie jednej religii…

Kluczowe jest to, że wśród pogańskich Słowian taki proces nie zaszedł. Nie istnieje nawet wiarygodna sugestia bóstwa, któremu oddawałyby cześć trzy wielkie odłamy słowiańskiej rodziny ludów (zachodni, wschodni i południowy). W warunkach ciągłych przemieszczeń terytorialnych i długotrwałego konfliktu z potęgą państw chrześcijańskich – Bizancjum, Państwem Franków, a później Starą Rzeszą niemiecką – nie było czasu i perspektyw na rozwój teologii jej zwyczajowym torem. Skąd więc próby sformowania „trójcy” wśród Słowian Nadbałtyckich? Większość historyków rozumie to jako „pogańską odpowiedź na Trójcę Świętą”, dostrzegając w tym inspirację chrześcijańską. Teza ta jest solidna i trudna do podważenia (w obliczu rozmaitych elementów wierzeń zapożyczonych przez Słowian od chrześcijańskich sąsiadów). Sam jednak uważam ją za niewystarczającą. Argumenty za adaptacją wierzeń przywleczonych przez misjonarzy, służą równie dobrze także mojej tezie, czyli inspiracji gwałtownym rozwojem religii starogermańskiej. W interesującym nas okresie, od X w. włącznie, zasięg jej dominacji został okrojony do Skandynawii i tam również znajdował się pod dużą presją przeciwników. Zmusiło to elity państwowe do reform, które pozwoliły poganom przetrwać około 200 kolejnych lat w poważnej opozycji do chrześcijaństwa. Ten etap dziejów zasługuje w moich oczach na osobny tekst.

Germanie formowali swoje triady bogów jeszcze w starożytności, zainspirowani najprawdopodobniej kontaktem z Cesarstwem Rzymskim. Od czasu pierwszej, opisanej przez Tacyta, powstało ich jeszcze parę w momentach wzmożonej organizacji plemion germańskich. Większość jednak można oszacować na późną epokę wikingów (źródła są nieco późniejsze, ponieważ zawsze trochę czasu musi minąć, zanim fakt trafi z rzeczywistości na papier). Wzorowym przekazem jest tu trójca czczona w świątyni w szwedzkiej Uppsali, opisana przez Adama z Bremy:

„[…] lud czci posągi trzech bogów taką metodą: najpotężniejszy z nich, imieniem Thor, zasiada na tronie pośrodku sali; Wodan i Fricco zajmują miejsca po jego bokach.”

Zespół ten był owocem swoich czasów. Thunar zajął już czołową pozycję w panteonie, jako „pogańska odpowiedź na Jezusa” (szerzej opisałem to zjawisko w artykule o Heliandzie). Tajemniczy Fricco to z kolei bóg Ing [skand. Freyr]; brat bliźniak Friji i szwagier Wodana. Abstrahując od możliwych wyjaśnień jego obecności (istnieją podstawy by twierdzić, że zastąpił swoją siostrę), łatwo dostrzec tutaj trójcę. Tego rodzaju zgrupowania nie miały stałego składu osobowego, były raczej formacjami roboczymi, których autorzy kierowali się nieodgadnionymi koncepcjami teologicznymi. Obok wspomnianych bogów, często występował chociażby Nerth [skand. Njórdr], jako bóg mórz oraz szeroko pojmowanej płodności, także w rolnictwie.

Okres od VIII do końca X wieku, był okresem dynamicznej ekspansji kulturowej pogańskich Skandynawów. Emporia handlowe zakładane w basenie Morza Bałtyckiego były równocześnie ośrodkami kulturotwórczymi, przekazującymi wzorce rzemieślnicze, społeczne i religijne. Gdziekolwiek powstawały, tam dochodziło do prób imitowania nowinek w myśli religijnej. Znamienny jest przykład Rusi Kijowskiej, skolonizowanej przez skandynawską dynastię Rurykowiczów. Tamtejszy Wielki Książę Włodzimierz [skand. Valdamarr, po naszemu Waldemar] wpadł w latach 70. X wieku na pomysł odgórnego zorganizowania panteonu, który łączyłby w sobie bogów wyznawanych przez różne plemiona poddanych. Na rozgraniczenie germańskich naleciałości od słowiańskiego gruntu przyjdzie jeszcze pora, ale należy tutaj odnotować sam fakt, że wspólnoty pozbawione decydujących wpływów skandynawskich nigdy takich inicjatyw nie podjęły. Nie miały one miejsca wśród przodków Polaków i Czechów, wśród innych związków plemiennych na Rusi, ani w żadnym z licznych ludów Słowiańszczyzny południowej. Podobne projekty zainicjowano za to wśród odległych Lapończyków, blisko związanych z germańskimi Skandynawami, a co ważniejsze, także blisko spokrewnionych z nami Bałtów! W tym kręgu kulturowym powstały następujące trójce:

  • Najstarszy wariant znany na Litwie przewidywał kult Andaja, Perkuna i Żworuny. Pierwszy z nich był odpowiednikiem Wodana oraz Welesa: bogiem magii i śmierci, patronem wieszczów, a według niektórych odważnych teorii, nawet władcą panteonu. Drugi to bliski odpowiednik Peruna, trzecia zaś jest bogini zbliżona charakterem do Friji;
  • Władca litewski Mendog, otaczał kultem Dievasa (gromowładnego boga nieba, zbliżonego do Zeusa), Teliawela, oraz Medeinę. Drugi z wymienionych to kolejne imię boga-czarownika, tymczasem bogini pozostaje ta sama, imiona Medeina i Żworuna stosowano bowiem wymiennie;
  • Wreszcie Prusowie w swoim głównym sanktuarium, sławnym Romowe, czcili trójcę: Perkunsa, Patolla i Potrimpo. Te same bóstwa znajdowały się na pruskim sztandarze bitewnym. Perkuns był bogiem burzy, Patollo bogiem-czarnoksiężnikiem o domenie podziemnej, Potrimpo tymczasem bóstwem płodnościowym i morskim, porównywalnym ze wspomnianym wyżej Nerthem.

Z powyższych przykładów można odczytać określone tendencje. Dostrzegalny jest skład: [Gromowładny] + [Bóg-Czarownik] z trzecią pozycją trudniejszą do ustalenia. Czasem zajmuje ją najważniejsza bogini, czasem męska postać, ale zawsze o charakterze płodnościowym. Z racji na późne pojawienie się tychże boskich triad (przykłady bałtyjskie sięgają nawet XVI wieku, a jednak są najwcześniejszymi znanymi nam próbami ustanowienia panteonu wśród tych plemion) wyłącznie w strefach głęboko spenetrowanych przez Skandynawów, wysuwam tezę, że wszystkie niosą w sobie inspirację eksperymentami prowadzonymi na północy. Nie był to pomysł zaczerpnięty od żadnego konkretnego kapłana czy grupy świątynnej; prędzej upowszechniająca się religijna moda, którą germańscy osadnicy przywieźli ze sobą na długich łodziach.

Podobny proces miał miejsce w temacie świątyń. Słowianie czcili bogów (zresztą tak jak najdawniejsi Germanie u Tacyta) pod gołym niebem, nie stawiając żadnych zadaszonych budowli sakralnych. Postęp w tej kwestii – a był to niepodważalny postęp, ponieważ dach zapewnia obiektom kultowym ochronę przed żywiołami – przyniosła dopiero inspiracja germańska. Prawdziwe świątynie słowiańskie powstały jedynie wśród Słowian Nadbałtyckich, m.in. w Radogoszczy, Szczecinie, Arkonie na wyspie Rugii (ponadto dwie nienazwane odkryto w Gross Raden oraz Feldbergu). Wszystkie znajdowały się w polu największych wpływów Skandynawskich, czyli na wybrzeżu i niedaleko w głąb lądu. Były utrzymywane przez bogate plemiona, korzystające z usług starogermańskich rzemieślników, najemników, etc. Sama ich architektura, wedle opisów przypominała skandynawskie kościoły klepkowe… które w owym czasie bywały najczęściej zaadaptowanymi świątyniami pogańskimi (dziś ich tradycyjna konstrukcja jest dla nas jedyną wskazówką, jak mogły wyglądać dachy germańskich miejsc kultu; archeologia bowiem zachowała jedynie posady).

Kolejną wskazówką może być obecność pisma. Słowianie, jak wiemy, takowego nigdy nie wynaleźli, ale skutecznie uczyli się alfabetów obcych. Jak potwierdziło czeskie znalezisko z 2017, wśród Słowian Zachodnich zamieszkiwali ludzie posługujący się alfabetem runicznym (mogli być uczonymi Słowianami lub Germanami zintegrowanymi z lokalną społecznością). Znalezisko wydaje się być nieudanym abecadłem, co sugeruje, że była to wiedza raczej rozpowszechniana niż wymierająca. W tym świetle, optymistycznie wybrzmiewa uwaga Thietmara z Merseburga, który opisując świątynię w Radogoszczy napisał: „[…] stali tam bogowie stworzeni ludzką ręką, na każdym z nich wyryto imię” [łac. singulis nominibus insculptis]. Użycie tego konkretnego słowa, może być przesłanką, że do zapisu wykorzystano runy. Był to jedyny system rytowanego pisma w tej części świata, odróżniany werbalnie od alfabetu łacińskiego, który zapisywano. Pozostałe dwie wzmianki, odnoszące się przypuszczalnie do Rusi, wspominają Słowian posługujących się „cięciami i żłobieniami” na twardym materiale. To niedostateczne przesłanki, by związać domniemane pismo słowiańskie z runami, ani nawet żeby potwierdzić faktyczne wykorzystanie jakiegoś pisma; mimo wszystko uznałem za stosowne wspomnieć ten zapomniany wątek. 

Krok po kroku, historia interakcji plemion germańskich ze Słowianami Nadbałtyckimi, nabiera koloru i składa się w całość. Wciąż jednak jest to obraz mętny, wymagający uzupełnienia i syntetycznego podsumowania wniosków. Na to przyjdzie czas w części drugiej