Indiculus superstitionum et paganiarum, cz. 2

Lakoniczny charakter „Indiculusu…” nie stanął na przeszkodzie, kiedy spróbowaliśmy wysnuć z niego całościową wizję światopoglądu religijnego panującego wczesnośredniowiecznej Saksonii. Nie jest to obraz szczegółowy, bardziej wyjęta spoza czasu stopklatka, pozwalająca nam uchwycić wąski wycinek rzeczywistości. Tacy byli rodzimowiercy germańscy w oczach swoich przeciwników na łonie Kościoła. Tak opisał ich na kanwie zbioru praw nieznany z imienia intelektualista, frankijski kolonista lub zasymilowany tubylec. Tę skromną listę zagadnień umieścił w indeksie, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia, że po całej księdze ostanie się tylko ta mało istotna strona o technicznym charakterze…

Indiculus superstitionum et paganiarum

Niepozornym, często pomijanym źródłem dla religijności dawnych Germanów jest „Indiculus superstitionum et paganiarum” [łac. Indeks przesądów i pogaństwa]. Jak wskazuje nazwa, mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju spisu treści… do dłuższego dzieła, które się nie zachowało. Był nim zbiór aktów administracyjnych skierowanych przeciwko poganom podczas okupacji Saksonii, zabraniający każdej z osobna praktyki o jakiej wiedział bądź pomyślał ustawodawca. Do dzisiejszych czasów dotrwała wyłącznie okładka i egzemplarz indeksu, przepisany ok. 800 r. Wiele z opisanych zwyczajów może budzić zainteresowanie, nawet u Czytelników nieuczestniczących w praktyce religijnej rodzimowierców germańskich. Tak przedstawione, stanowią one dość spójny szkic horyzontów duchowych w późnopogańskiej Saksonii, trwającej mimo ucisku.

Synkretyzm chrześcijańsko-pogański w „Heliandzie” cz. 2

Przybito go własną włócznią do Drzewa Światów, wyobrażanego jako jesion rosnący na szczycie niebiańskiej góry. Trwał tam dziewięć dni i dziewięć nocy, samotny, poszcząc, cierpiąc w agonii między życiem a śmiercią. Wreszcie znalazł się na krawędzi umierania, skąd uzyskał dostęp do wiedzy okupionej przedtem krwią – pochwycił alfabet (runiczny). Następnie zsunął się z drzewa, aby oddać to narzędzie ludzkości. Doświadczenie to uczyniło go mądrzejszym, otworzyło przed nim nowe drogi w znajomości magii.

Chociaż zakończenie jest inne, to z łatwością można wyszczególnić część wspólną pomiędzy mitem o Zmartwychwstaniu i ofiarą Wodana.

Synkretyzm chrześcijańsko-pogański w „Heliandzie” cz. 1

„Heliand” bywa nazywany przez popularyzatorów „Ewangelią wg. Jezusa Wikinga”. To określenie sporo nad wyrost, ponieważ dzieło powstało w języku starosaskim, jednym z dalekich przodków dzisiejszego Niemieckiego (zaś wikingowie byli bandytami z kultur północnogermańskich). Trudno też nazwać go ewangelią, ponieważ nie napisał go żaden ewangelista, tj. domniemany świadek życia Jezusa. Powstał jako wysiłek zbiorowy przynajmniej 3-4 osób: saskiego niepiśmiennego pieśniarza, również niepiśmiennej kobiety saskiej (być może zakonnicy), spisującego ich twórczość mnicha i uczonego odpowiedzialnego za patronat naukowy. Jak widać, nikt z nich nie był nawet łupieżcą śródlądowym, a co dopiero wikingiem działającym na wodzie. Mimo to powołałem się na tytuł niniejszego podrozdziału, ponieważ dość trafnie oddaje charakter utworu.

Kult Wodana w poemacie „Widsith”

Widsith [dosł. daleko-podróżujący] to imię podmiotu lirycznego, który w swojej opowieści wymienia nam długi katalog odwiedzonych krain i ważnych ludzi napotkanych po drodze. Treść przeplatają anegdoty, opisujące wizyty Widsitha na dworach sławnych germańskich władców. […] Główny bohater jest nieśmiertelny. Według opowieści bywał wśród Asyryjczyków, podróżował razem z biblijnymi Hebrajczykami, poznał Cezara, Huna Attylę i rozmaitych władców współczesnych twórcom. Przemierzył Chiny, Indie, Persję, Egipt…