Przeżytki starogermańskie wśród Słowian Nadbałtyckich, cz. 2

Marian Wawrzeniecki, Ofiara na słowiańskim kopcu, ok. 1908 r.

Krew dla boga krwi

Gdyby zapytać laika, jacy byli bogowie dawnych Słowian, niechybnie odpowiedziałby: krwiożerczy i wielogłowi. Nie pomyliłby się dużo, jeśli miałby tu na myśli Słowian Nadbałtyckich. Na Trygława i Światowida przyjdzie jeszcze pora, ale najpierw wylejmy trochę wirtualnego atramentu, by zmieszał się z krwią zarzynanych jeńców. Ofiary z ludzi były na Słowiańszczyźnie niepopularne, wyjąwszy zakładzinowe (m.in. chowanie zmarłych dzieci pod progiem domu, żeby zamieniły się w duchy przyjazne gospodarstwu). Wydaje się, że praktykę tę porzucili jeszcze w czasach prasłowiańskich, razem z kanibalizmem. Straszliwy zwyczaj wrócił całe setki lat później, konkretniej w X w. n.e., ale jedynie w dwóch miejscach: wśród Słowian pomorsko-połabskich i na Rusi. Czytając teksty z epoki, można odnieść wrażenie, że zwłaszcza w zachodniej części, ludzka krew nieustannie płynęła ze stołów ofiarnych do Świata Podziemnego. Czy ów postęp również był zasługą Germanów? Podobnie jak w punktach z poprzedniej części, spełnione zostały kryteria terytorialne oraz chronologiczne. Jednakże równie prawdopodobne są funkcjonujące już w historiografii teorie, które nazwałbym skrótowo psychologizującą oraz redukcyjną. Według pierwszej, przywrócenie ofiar z ludzi wynikałoby z kolektywnego stresu populacji, która otoczona potężnymi przeciwnikami, szukała w ten sposób specjalnych względów u bogów (a przy okazji odreagowywała te nerwy, pozbywając się niechcianych osób z grupy jako kozłów ofiarnych). Wiemy, że tak zadziałał proces znacznie późniejszy, tj. incydentalne ofiary dla „starych bogów” w XIX i XX w., do jakich doszło w słowiańskich Karpatach oraz w Rosji. Nie jest to decydujące dla Połabia, gdzie praktyka wiązała się raczej z entuzjazmem i nimbem świętości, niż z paniką ponurej powinności. Z perspektywy literackiej zdecydowanie bliżej jej do nowinki teologicznej, niż zbiorowej histerii.

Druga teoria zakłada, że ofiary były praktykowane ciągle, we wszystkich zakątkach Słowiańszczyzny. Wtedy wiedzielibyśmy o nich tylko na Rusi i regionie nadbałtyckim, ponieważ są to dwa najlepiej zbadane odłamy Słowian, odpowiednio wcześnie ujęte w ramy średniowiecznego piśmiennictwa. Ten argument nie bierze jednak pod uwagę „świadectwa łopaty” wyniesionego z archeologii; po słowiańskich ofiarach z człowieka pozostaje dość namacalny ślad, tj. ich szczątki. Poważanych pogan palono, później chowano, ale generalnie w jednym kawałku i na terenie cmentarza. Tymczasem po ofiarach pozostawały same głowy, zakopane rytualnie w obrębie miejsca kultowego. Tego rodzaju znaleziska występują wyłącznie wśród Słowian Nadbałtyckich.

Dlaczego głowy? Wbrew konwencjom tej serii oraz Harugu jako całości, to akurat nie jest zapożyczenie germańskie. A przynajmniej, nie u podstaw. Pomysł, że ludzka głowa stanowi szczególnie wartościową ofiarę, jest oryginalnie celtycki (w naszej części świata; w innych rozmaici „łowcy głów” odkrywali to niezależnie od siebie). Wśród Germanów świętość ludzkiej głowy pojawiła się tylko przelotnie, geograficznie ograniczony do pasa celto-germańskich interakcji w dzisiejszej Francji, Belgii i Wielkiej Brytanii. Wśród Franków, możemy ją powiązać z kultem Wodana, a później św. Dionizego, przedstawianego graficznie z trupią głową (lecz nie czaszką) w dłoniach jako głównym atrybutem. W folklorze przechodzącym stamtąd do reszty Germanii, bóg trzymał ją czasem za włosy lub nosił przytroczoną do siodła. Ostatecznie motyw ten dotarł również do Skandynawii, gdzie w Eddach pojawia się dobrze znana Czytelnikom głowa Mimira. Do tego samego mitu, choć bardzo okrężnie, nawiązuje duńska kronika Gesta Danorum. Wiemy, że rytualne wykorzystanie ludzkich głów docierało do Germanów Północnych późno i nierównomiernie, pojawiając się tam najwcześniej u zarania epoki wikingów. Zaświadcza to nie tylko materiał mitologiczny, ale przede wszystkim same czaszki. Praktyka składania ich w ofierze popularyzuje się z czasem, osiągając apogeum w drugiej połowie X w., ale nawet wtedy budzi zainteresowanie tylko wąskiego wycinka populacji. Kim byli staronordyccy łowcy głów i czym się wyróżniali?

  • Najczęściej ofiary z głów towarzyszą tzw. pochówkom odmieńców [ang. deviant burials], czyli: czarowników, muzyków, prymitywnych lekarzy/weterynarzy/fryzjerów, zawodowych przestępców, starych weteranów. Najprawdopodobniej zostały wykonane na ich życzenie, przez przyjaciół oraz bliskich;
  • Ofiarami byli jeńcy lub służący, generalnie osoby z niższych warstw społecznych. Nieodmiennie byli to mężczyźni. Grzebanie posiadacza razem z jego poddanymi było szerszą praktyką, ale należy ją odróżnić od pochówku z samą głową sługi. Ów drugi rodzaj jest charakterystyczny dla ww. pochówków odmieńców, których mimo wszystko, wciąż można zaliczyć do bogatszej połowy populacji;
  • Zmarłych, ogólnie waloryzowanych pozytywnie (gdyby było inaczej, sami straciliby głowę w ramach tzw. pochówków wampirycznych, dokonywanych z lękiem lub nienawiścią), mimo wszystko zabezpieczano. Wieko trumny mocowano ciężkimi kamieniami, usypywano nad grobem kopczyk, samym trupom uszkadzano żuchwy „żeby nie mogli rzucać klątw zza grobu” lub obojczyki, co miało ogólnie utrudnić im wyjście z grobu;
  • Położenie czaszek sugeruje pozycję własności wobec zmarłego. Często zastępuje wszelkie inne bogactwa, normalnie składane do grobu, by opłacić wstęp do królestwa zmarłych (skrót myślowy, by nie wchodzić w germańską eschatologię);
  • Głowy ofiarne nie występują nigdy razem z ofiarami zwierzęcymi, wręcz wypierają znacznie dawniejszą praktykę zabierania do grobu trzody. Niemal równolegle pojawiła się koncepcja ofiar grobowych z głów zwierzęcych, konkretniej końskich lub krowich. Mogła to być bardziej humanitarna alternatywa lub adaptacja tego samego motywu dla potrzeb innego kultu w obrębie religii Germanów. Wskazywałyby na to m.in. rozdział geograficzny oraz społeczny (dekapitacja zwierząt jest wiązana z bogatymi kobietami, lubianymi w lokalnej społeczności, co osobiście wiązałbym z Friją). To zagadnienie pozostaje jednak poza nawiasem naszego artykułu;
  • W wyjątkowo aktywnej społeczności świątynnej w Uppsali, gdzie spotykały się najróżniejsze starogermańskie kulty Skandynawii, zabijano dla bogów dziewięć sztuk zwierząt każdego rodzaju oraz dziewięciu ludzi, odpowiednio samców i mężczyzn. Najpierw ich ogłuszano, potem spuszczano krew i ucinano głowę. Zwłoki wywieszano na drzewach świętego gaju;
  • Istniały również dedykowane doły ofiarne, gdzie składano same głowy. Największy zawierał aż 51 sztuk;
  • Ofiarom tego typu towarzyszył też okazjonalnie ofiarowania broni, celowo uszkodzonej („zabitej”) w hołdzie dla bóstwa.

Powyższe przesłanki są moim zdaniem wystarczające, by przynajmniej luźno powiązać ten zbiór czynności obrzędowych z kultem Wodana. Pokrywa się tutaj demografia czcicieli, ich ambiwalencja moralna, charakter tego boga jako psychopompa zapewniającego zmarłym spokój (za odpowiednią opłatą), wreszcie praktyka ofiarowania mu broni. Jeśli moja identyfikacja jest słuszna, mówilibyśmy tutaj o technice ofiarnej zapożyczonej przez konkretną podgrupę pogańskich Germanów. Zarazem byłby to kult wysoce ruchliwy, obejmujący wędrownych czarowników i przerażających, zaczarowanych wojowników; kwitnący tam, gdzie przelewa się krew, i gdzie spadają ludzkie głowy…

Od końca epoki wikingów (początek XI w.) opisany wyżej kompleks wierzeń zostaje w dużej mierze zaimportowany na Pomorze i Połabie. Ludzka głowa, zwłaszcza należąca do chrześcijańskiego jeńca, staje się pożądanym dobrem rytualnym. Przoduje w tym znany nam już związek plemion, zwany Lucicami lub Wieletami, skupionymi dookoła grodu w Radogoszczy i jego wystawnej świątyni. W centrum zaś staje nikt inny, jak wielki bóg Radegast.

Marian Wawrzeniecki, Ofiara, 1923 r.

Starogermańska teologia Wieletów

Pierwotnie bóstwem przewodnim czczonym w Radogoszczy był Swarożyc. Jego teonim znamy nie tylko znad Bałtyku, ale również Rusi i w Słowenii. Można jednak zauważyć, że pod każdym kryje się coś innego. Jego imię można wywodzić od „swar, swarzenia się” czyli konfliktów i kłótni (ale bliskoznaczne m.in. ze staropolskim słowem „zwarzyć” czyli spawać w ogniu). Dla Rusów był „rolniczym bogiem ognia” kojarzonym z popiołem, wykorzystywanym do użyźniania gleby, który w zamian za ofiary z kurczaków zapewniał obfitość w gospodarstwie. Na południu zachował się tylko w jednej, archaicznej kolędzie, gdzie na Boże Narodzenie odwiedzał jakoby ludzkie domy i obory, przynosząc im szczęście. Dzisiejsi rodzimowiercy uważają go za boga słońca i boskiego kowala. Tymczasem według Połabian był par excellence bogiem wojny. Wyobrażany jako jeździec z włócznią, poświęcał chorągwie wojowników i karmił się ludzką krwią, przelewaną na polach bitew. Mamy tu właściwie pięć różnych, trudnych do pogodzenia spojrzeń na sprawę. Istnieje możliwość, że było to naprawdę stare, prasłowiańskie bóstwo, które odcięte od siebie wspólnoty reinterpretowały później, odchodząc od pierwotnego zakresu znaczeniowego. Zacząłby swoją historię jako bóg militarny kojarzony z ciepłem, co doprowadziło plemiona do odmiennych aplikacji jego kultu.

Nas interesuje jednak głównie funkcja wśród Wieletów. Jako pierwszy wymienia go w swoim liście Bruno z Kwerfurtu, mnich i kapelan niemieckiego cesarza. Przedstawia Swarożyca jako diabła [łac. Zuarasiz diabolus] oraz pogański odpowiednik św. Maurycego. Jest wodzem „chorągwi diabelskich” (świętych sztandarów na których widniały wizerunki pomniejszych bóstw, co może sugerować pozycję ich władcy). Co najciekawsze w kontekście naszych rozważań, składano mu w ofierze ludzkie głowy. Piszący dziesięć lat później Thietmar z Merseburga pozytywnie zweryfikował te opinie, dodając, że jest to bóg „szanowany i czczony” ponad innymi postaciami wieleckiego panteonu. Co zatem zaszło przez następne dekady, że niecałe pięćdziesiąt lat później, głównym bogiem w tym państwie był już Radegast? Uznaję to za krok w postępującym procesie…

 Wielu slawistów dostrzegło przede mną, że wieleccy władcy bogów byli do siebie bliźniaczo podobni. Radegast również nosił włócznię i jeździł konno, wywyższano go autorytetem ponad pozostałych (m.in. przystrajając posąg złotem i purpurą), składano mu w ofierze głowy, poświęcano sztandary i proszono o przychylność w boju. Obaj byli też wiązani z wróżbami, zwłaszcza za pośrednictwem zwierząt, koni oraz dzików. To wystarczająco, aby uznać, że trzon kultu jest w obu przypadkach zgodny. Mówiąc naukowo, desygnat pozostaje ten sam, zmieniła się forma zaadresowania. Czasem uznaje się, że różnica wynikła po prostu ze zmiany najpopularniejszego epitetu; wszakże bogowie zmieniają je jak rękawiczki. Mógłbym na to przystać, gdyby różnica tyczyła się jedynie nazwy lub spraw kosmetycznych. Jednakże między świadectwami mówiącymi o Swarożycu (lata 1008-1018), a tymi opisującymi Radegasta (1075-1147), miała miejsce przemiana jakościowa. Żeby wyjaśnić to dobitniej, pozwolę sobie rozpisać istotne wydarzenia z dziejów jego ludu i kultu w prowizorycznym kalendarium:

  • 983 – wielkie powstanie Słowian Połabskich przeciwko Starej Rzeszy. Związki plemienne Obodrzyców i Luciców sprzeciwiły się chrystianizacji, osadnictwu niemieckiemu (chrześcijańskiemu; warto zauważyć, że wcześniejsze pogańskie tolerowali), oraz daninom jakie musieli płacić cesarstwu. Zwyciężają, uzyskując pełną niezależność. Wciąż jednak znajdują się w warunkach presji, ściśnięci między chrześcijańską Rzeszą a Państwem Piastów.
  • 985-1003 – coroczne wyprawy władców Niemiec oraz Polski, mające na celu chrystianizację oraz pacyfikację pogan zamieszkujących tereny pomiędzy tymi państwami. W ogólnym rozrachunku, Połabie wyszło z nich obronną ręką, ale mówimy tu o dwudziestoleciu ciągłej walki zbrojnej.
  • 1003-1018 – cesarz Henryk II Święty zmienił strategię. Zawiązał sojusz z poganami, żeby wspólnie z uderzyć na Polskę Bolesława Chrobrego. Relacje Połabian z Niemcami znacznie się ociepliły, ponad dekada spokoju pomogła im odzyskać siły. W bardzo zbliżonych latach powstaje opisany wyżej kult Swarożyca i duże centrum świątynne w Radogoszczy, które stanowiło przy okazji centrum administracyjne związku plemion. Sama świątynia ma trzy bramy i znajduje się nad jeziorem.
  • 1018-1029 – zawarcie pokoju polsko-niemieckiego wywołuje falę niepokojów. Wśród Obodrzyców wybucha konflikt plemienny, toczony między frakcjami ortodoksyjnych pogan a pogańsko-chrześcijańskich synkretyków. Pierwsi byli wspierani przez kapłaństwo Wieletów, co ostatecznie przeważyło szalę.
  • 1056-1057 – Połabianie wspólnie odparli inwazję niemiecką. Następnie wybucha między nimi wojna domowa, gdzie dominują dwie frakcje: jedna skupiona dookoła świątyni w Radogoszczy, druga na peryferiach państwa. Istnieje enigmatyczna wzmianka, że walka toczyła się o „wpływy związane ze świątynią”. Ostatecznie elity kapłańskie wezwały na pomoc chrześcijańskich Duńczyków i Sasów, których rękami zwyciężyły konflikt (tracąc przy okazji pół państwa).
  • 1066 – kolejne powstanie Słowian Połabskich przeciwko wpływom niemieckim. Inspirowane przez kapłanów pogańskich, uderzyło głównie w misjonarzy i możnowładztwo ulegające zewnętrznym naciskom. Biskupa Jana Szkota zawleczono (nago, popędzając kijami) do Radogoszczy. Tam ucięto mu głowę i ofiarowano ją Radegastowi. Wtedy po raz pierwszy imię tego boga pojawia się w źródłach pisanych, zastępując Swarożyca.
  • 1067-1068 – biskup Burchard z Halberstadt dokonał wyprawy karnej przeciwko Wieletom. Zburzył i spalił Radogoszcz, tak że nie został po niej kamień na kamieniu.
  • 1073-1075 – cesarz Henryk IV wszedł w konflikt ze swoimi wasalami w Bawarii i Saksonii. Obie strony zabiegały o sojusz z Połabiem. Wśród Wieletów wybuchła wojna domowa między zwolennikami obu opcji, którzy ostatecznie wykrwawili się nawzajem. Zwyciężyło stronnictwo niezaangażowanych, którego programem było odbudowanie świątyni w Radogoszczy. Zadedykowana Radegastowi jako największemu bóstwu, część centralna została przeniesiona na wyspę na jeziorze, zaś sam budynek powiększył się, uzyskując trzykrotnie więcej bram (było ich dziewięć, a jest to święta liczba Germanów). Była to konstrukcja rozleglejsza i wspanialsza od starej świątyni. Zmieniono też nazwę na „Retra”.
  • ok. 1108 – Wieleci czcili swojego boga pod imieniem „Przybygłów” czyli „zdobywający głowy”. Warto tutaj zacytować fragmentarycznie list biskupa Adelgota:
  • „[…] powiadają ich czarownicy w trakcie uczty: głów pragnie nasz Pripegala! Trzeba mu dostarczyć takich ofiar! […] Potem, ściąwszy chrześcijanom głowy przed ołtarzami owej profanacji, biorą w ręce puchary pełne krwi ludzkiej […].”
  • 1125 – wyprawa króla niemieckiego Lotara III, uderzyła w Radogoszcz vel Retrę. Odnowiony gród został ponownie zniszczony. Nie wytępił jednak kultu Radegasta, którego kapłani uciekli na wolne jeszcze tereny Obodrzyców i Ranów (z wyspy Rugii).
  • 1131-1147 – Niklot został wybrany na księcia Obodrzyców. Prowadził aktywną politykę religijną, łącząc pogaństwo słowiańskie z chrześcijaństwem (sam czcił nieokreślonego boga nieba). W jego państwie kult Radegasta znajduje nowy dom, staje się chyba najpopularniejszy. Ostatecznie zginął, broniąc swoich ziem przed wyprawą krzyżową. Słowianie Połabscy zostali podbici.

Z przedstawionej narracji można wynieść obraz kultu Swarożyca-Radegasta, dzielony na cztery interesujące nas etapy. Pierwszy trwał od czasów niepamiętnych (ok. VI w.) do X w. Wtedy Słowianie Nadbałtyccy byli wystawieni głównie na wpływy pogańskich germanów, przyjmując od nich rozmaite formy kultowe opisane w poprzedniej części (do których wrócimy jeszcze w następnej). Czerpano wzorce z modnego wtedy kultu Wodana, który imponował jako domena arystokracji, magicznych wojowników, cudotwórców i ludzi wykształconych. Stamtąd przypłynął m.in. obyczaj dekapitowania jeńców, wykorzystanie zaklętych chorągwi, a także ścisłe wiązanie „krwiożerczego boga” z czynnościami wróżebnymi. W owych czasach bóg ten niekoniecznie musiał być Swarożycem, np. na Rugii czczono „na wzór wodaniczny” Świętowita i Porenuta, ale możemy przypuszczać, że wtedy doszło. Inspiracja nie oznacza kalki 1:1, więc mamy tutaj do czynienia z niekontrolowanym przepływem tyleż skutecznych, co atrakcyjnych elementów religijności. Konkretnie na wybrzeżu, pojawiły się w owym czasie centra wróżbiarskie – Szczecin, Arkona (na Rugii) i właśnie Radogoszcz – wszystkie skupione dookoła wyrocznego wykorzystania koni. To również był zwyczaj germański, opisany jeszcze przez Tacyta. Trzy wymienione punkty są sobie, geograficznie rzecz ujmując, bardzo bliskie.

Płaskorzeźba kultowa Świętowita, wmurowana w ściany kościoła na Rugii, X-XI w., Niemcy (Altkirchen).

Łączy je obecność w strefie intensywnej kolonizacji germańskiej, tj. prosperujących wczesnośredniowiecznych emporiów handlowych, gdzie poza Skandynawami ściągali również Fryzowie i Sasi. Dwa z nich (rugijskie oraz szczecińskie) były dosłownie położone w tym samym miejscu, co wodaniczne świątynie. Radogoszcz, gdziekolwiek się znajdowała, była zwyczajnie za daleko od wybrzeża. Może dlatego formuła rytualna dotarła tam później, wzbudzając resentyment populacji? Zostałaby wprowadzona zbyt szybko i radykalnie, żeby ludzie zdążyli się przyzwyczaić. Podsumowując, Słowianie i Germanie żyli na tych terytoriach w wielowiekowej symbiozie, która poza dosłownym dzieleniem przestrzeni, przenosiła się również do sfery duchowej. Tzw. groby typu Alt Kabelich to powstała w Meklemburgii (na terytoriach Związku Wieleckiego) forma pochówku, stanowiąca fuzję skandynawskiego i słowiańskiego obrządku grzebalnego. Służyła ona najprawdopodobniej po to, aby sąsiedzi z tych dwóch ludów mogli bezkonfliktowo dzielić cmentarze. Ta forma skupiona jest na ziemiach Słowian Nadbałtyckich, od Lubeki po Kołobrzeg, ale wyspowo sięga na południe aż do Polski i Czech. Wydaje się, że mogły przynależeć do rzemieślników, sprowadzanych do słowiańskich siedlisk właśnie z opisanych emporiów.

Wracając do chronologii, następny okres rozpoczyna się wraz z początkiem XI w. W międzyczasie Niemcy stały się chrześcijańskie i ekspansywne, ale wciąż pozostawały atrakcyjnym punktem odniesienia. Kiedy po 1003 r., przestają najeżdżać Połabian, ci szybko zaczynają się na nich wzorować. Prawdopodobnie trafiają do nich te same argumenty, które niewiele przedtem przekonały do nawrócenia plemiona niemieckie. Decydujący byłby kult św. Maurycego, jednej z wielu postaci wykreowanych we wczesnym średniowieczu, aby zastąpić ostatecznie Wodana. Była to kreacja zarówno odgórna, ponieważ autorytety kościelne chciały podkopać autorytet starego boga i zapewnić dla niego alternatywę, ale też oddolna, stworzona przez prostaczków którzy chcieli dalej praktykować swoją religię po kosmetycznych zmianach. Kult św. Maurycego narodził się równolegle wśród drużynników z plemion Burgundów, Franków i Longobardów, ale prawdziwą popularność zdobył dopiero w Niemczech. Był to natchniony boskim oświeceniem jeździec z włócznią zranić Boga (dzierżył ponoć broń, którą przebito przedtem bok Jezusa) i straszliwym obliczem; patron bractw męskich, znachorstwa, dowodzenia armiami i wszystkiego co wiąże się z rozlewem krwi. Skutecznie, obok św. Szczepana, zastąpił Wodana w tradycyjnych niemieckich toastach oraz okrzykach bitewnych. Wspomniana wyżej włócznia była według tradycji bronią ceremonialną wodza Burgundów Guntrama, którego imię oznacza „Wojennego Kruka”, później zaś przejęta przez któregoś z przodków Karola Wielkiego. Tego rodzaju autorytet religijny musiał oddziaływać także i na Słowian, którzy zaznajomieni z kultem Wodana, byli w stanie odczytać szeroki repertuar znaczeń w chrysto-pogańskiej mieszance religijnej… które dla nas wymagają dedykowanego tekstu, takiego jak ten.

Późniejszy jest okres turbulencji. Definiującym dla niego momentem momentem, aczkolwiek najbardziej tajemniczym, jest quasi-religijna wojna domowa Wieletów z roku 1057. Niedługo później po raz pierwszy pojawia się nowy teonim, imię Radegasta. Możliwych interpretacji jest wiele, ale sam chciałbym w tym widzieć przetasowanie w kulcie. Narastające inspiracje z obu omówionych wyżej źródeł germańskich, zyskiwały sobie stopniowo popularność wśród kleru, alienując konserwatywnych pogan z prowincji. Zwycięstwo kapłaństwa było niestabilne, ponieważ najwyraźniej nie cieszyli się miłością ludu, być może traktowano ich jako rewolucjonistów? Niezaprzeczalnie ich „przewrót” udał się tylko za sprawą interwencji obcych mocarstw. Sami na pewno nie uznawali się za „germanizatorów” ale mogli być tak postrzegani przez bliźnich. Taki stan rzeczy szybko sprowadził zagładę na najświętsze sanktuarium, które niedostatecznie bronione, upadło pod ciosami biskupa (czyli w wyprawie o niższej randze i liczebności od poprzednich, cesarskich). Atak był wprawdzie dziełem fanatyzmu, ale nie sądzę, żeby zaprawiony polityk kościelny jak Burchard, porwał się z atakiem na przeciwnika silnego i stabilnego. Musiał zaatakować w momencie rozbicia, niepopularności władzy, etc.

Dopiero w okresie kolejnego konfliktu, już całkiem politycznego, elitom duchownym udało się odzyskać władzę nad państwem. Przez porównanie jawili się jako zrównoważona opcja, bardziej suwerenna w stosunku do pozostałych, chętnych wkraczać do polityki wewnętrznej Rzeszy. Zmęczeni chaosem ludzie podporządkowali się, łącząc siły w olbrzymim (na skalę ówczesnej państwowości plemiennej) projekcie architektonicznym, reprezentującym nową ideologię władzy w kraju Luciców.

Jej elementem była pomijana dotąd, nienazwana żona Radegasta. W interpretatio romana średniowiecznych kronikarzy, małżonką Swarożyca był odpowiednik hellenistycznej Artemidy/Diany (może tożsamy z Dziewanną?). Pod takim imieniem pojawia się dwukrotnie na Rusi, ale też na wczesnym Połabiu, sprzed całego procesu reform. Jej mąż tymczasem, mógł się kryć pod niezgrabnie wkomponowanymi w tekst imionami Saturna (Połabie) lub Heliosa/Hefajstosa (Ruś). W kolejnej, ostatniej już wzmiance z r. 1172, możemy zaobserwować stan po reformach i powierzchownym nawróceniu Wieletów:

„[…]Lucice nazywają Chrystusa swoim nowym bogiem, ale nadal czczą Merkurego. Głównie jednak Wenus, która nie ma swoich świątyń, ale otrzymuje cześć w lasach i przy źródłach wodnych.”

Merkury i Wenus to najzupełniej typowe, akurat dla Germanów, utożsamienie Wodana i Friji. Stwierdzenie, że Radegast był czczony w świątyniach, zaś jego żona na łonie natury, potwierdzałoby wizję, wedle której to na nim skupiała się uwaga warstwy kapłańskiej. Nawet bardziej istotne było tu przesunięcie identyfikacji.

Ostatni etap pozwala nam obserwować efekty całego tego procesu. Ze swojej odtworzonej siedziby, czciciele Radegasta dokonali być może ekspansji religijnej na bliźniaczy związek Obodrzyców. Musieli przygotowywać grunt od dłuższego czasu, tak aby pod rządami Niklota ich bóg stał się tam dominujący. Trudno powiedzieć, na ile sami przewidzieli dalszy bieg wypadków, ale obejmując zasięgiem Obodrzyców i Rugię, przygotowali sobie wyjście awaryjne: drogę ucieczki, jakże przydatną, kiedy projekt legł już w gruzach pod naporem chrześcijaństwa! Ich praktyka religijna stała się wtedy szczególnie brutalna, pochłaniając wiele ludzkich istnień. Ofiary, głównie cudzoziemscy misjonarze, duchowni, możnowładcy wiary chrześcijańskiej, były przed śmiercią pętane i ogłuszane tępym narzędziem. Następnie spuszczano z nich krew i ucinano głowę (niekoniecznie w tej kolejności), którą wrzucano do dołu ofiarnego nieopodal świątyni, najczęściej przy świętym jeziorze, uroczysku, etc.

Na zaistniałą samowolę etyczną składały się co najmniej dwa czynniki. Pierwszym była swoboda – kolejne konflikty i ataki zewnętrzne wytępiły mrowie konkurencyjnych kultów, przez co kapłani z Retry nie musieli się obawiać równoprawnych przeciwników. Zupełnie inaczej malowały się relacje z chrześcijanami, które budziły w nich zasadne, wręcz egzystencjalne lęki. Najgorszy scenariusz faktycznie doszedł do skutku, ale nie można powiedzieć, by kapłani Wieletów ustąpili bez walki.

https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/13/Bildstein_Marienkirche_Bergen_auf_R%C3%BCgen_-_2020-06-22_b.jpg

Płaskorzeźba kultowa Świętowita, wmurowana w ścianę kościoła, X-XI w., Niemcy (Bergen).

Kim był Radegast?

Każda postać mityczna jest tylko niedoskonałym ujęciem boskości, ponieważ przedstawienie jej sauté odjęłoby ludziom zmysły. To sprawia, że wszystkie bez wyjątku są podatne na przemiany w czasie i wpływy zewnętrzne. Ofiarnicy, gdziekolwiek mają do tego swobodę, stale odkrywają nowe oblicza, punkty wspólne i nieziemskie moce swoich niebiańskich przełożonych. Każdy bóg oraz praktyka religijna jest skądś, przemieszczając się od tak dawna, że nawet Sumerowie nie mogli przypisywać sobie ich autorstwa. Historia połabskiego Swarożyca, który odżył i rozkwitł poprzez kontakt ze swoim germańskim odpowiednikiem, by ostatecznie stać się Radegastem – doskonale oddaje zjawisko, jakie mam tu na myśli. Interakcje z innymi kulturami w najmniejszym stopniu nie ujmują mu dostojeństwa ani posępnej powagi. Wcale nie czyni go to też obcym, mniej słowiańskim; gdyby tak było, kategorie bogów „słowiańskich” i „germańskich” straciłyby sens, bo wszyscy ostatecznie wywodzą się z panteonu indoeuropejskiego lub innych wspólnot neolitycznych. Tamte natomiast mogły wyrosnąć w paleolicie, itd., itd. wiodąc aż do godnej uznania religijności małp człekokształtnych.

Na mocy powyższych argumentów, uznaję Radegasta za boga Słowian zainspirowanego germańskim Wodanem, kolejny z licznych dowodów na twórczą współpracę tych kultur. Oczywiście, efekt końcowy nie budzi zachwytu ani aprobaty, dotycząc wszakże ofiar z ludzi i picia ich krwi. Nie zmienia to faktu, że właśnie z takim zapleczem duchowym, udało im się podtrzymać pogaństwo przez przeszło 150 lat. Przypomnę, że osiągnęli to jako dość prymitywne, na wpół skolonizowane związki plemion, ściśnięte między najpotężniejszym państwem ówczesnej Europy (Rzeszą), a trzema innymi państwami na wyższym poziomie rozwoju, szukającymi dróg ekspansji (Czechy, Polska i Dania). Ich długa walka na wyniszczenie była osiągnięciem samym w sobie, wymagającym ciągłej walki bratobójczej i zewnętrznej, co nadało przedsięwzięciu odczuwalnie mroczną aurę. Tego rodzaju polityka, prowadzona przez wróżów na skrwawionych ziemiach, doskonale pasuje do natury Wodana. Objawienie się w takim właśnie miejscu, nie powinno nikogo dziwić.

Pokonawszy ten wątek, według mnie najbardziej zaawansowany naukowo w historii bloga, możemy przejść do zadań prostszych i przyjemniejszych. Trzeci, ostatni tekst w tym temacie, dotyczy pomniejszych zagadnień. Spośród nich pierwszą będzie wielogłowość bogów słowiańskich i jej związek z podobnym motywem w sztuce dawnych Germanów…